wtorek, 31 lipca 2012

Pomieszanie.

Przeraża mnie to, z jaką łatwością przychodzi mi zdrada, a brak wyrzutów sumienia przyprawia o zawroty głowy. 

Namieszałam sobie w życiu i w uczuciach.
Zależy mi na Tobie, kochanie.
Na Tobie kurwa też. Odejdź.
Zostań.

poniedziałek, 30 lipca 2012

na pół

płaczę nocą i serce bije jakby uciec ode mnie chciało. do ciebie biegnie, a ciągnie je najprzystojniejsza twarz i sylwetka jaką w życiu widziało i osiem lat więcej życia twojego ode mnie. twoja złudna niewinność i ciepło go ciągnie, śmiech i gest łapania mnie za rękę i skradziony pocałunek, gdy On obrażony poszedł gdzieś na chwilę. pierwsza z d r a d a. to słowo względne, ale czyści nie jesteśmy oboje. a ja rozmawiać z tobą całymi nocami pragnę, tak swobodni jesteśmy i dla siebie, a gdy mówisz, że spać idziemy, łzy mi w oczach stają a serce krzyczy nie! każdą sekundę bym z tobą spędzać chciała, mieć cię chociaż mentalnie i świadomość, że dla mnie jesteś i zawsze. mówisz, że być możesz i nadzieje robisz złudne, ja uciekam i mówię Ci; boję się. też się boisz, ale to już czas dla ciebie, życie nie zaczeka, a dużo już przeżyłeś, osiem lat więcej i za sobą wiele masz. podświadomie zazdrosna jestem o każdą kobietę będącą w twoich ramionach i myślach, o każdego komu poświęciłeś choć parę minut więcej - przede mną. a ja przecież Jego jestem, telefon dziś miałam, dojechał, tęskni, pali, a u mnie łzy w oczach. pamiętał. zabolała mnie ta jego dobroć, bo ja zła jestem. nic o nim nie wiesz, a on w słodkiej nieświadomości żyje, uważając że wiesz wszystko, że tylko rozmowa, że niewinnie. a nam usta do siebie uciekają i dusze. i chciałabym cię zatrzymać przy sobie, mógłbyś być moim przyjacielem. ale tylko dla mnie, dla nikogo innego. ale ja przecież nie mogę być podwójnie, serce mi się rwie w obie strony i jedyne co czuję, to ból rozrywanego mięśnia.
i choć wiem, że zdepczesz moje uczucia, a poduszka przesiąknie łzami po nas, zostanę z wyrzutami sumienia,być może przekreślę sobie związek, słowem; stanie się to co zawsze, wykorzystana będę myśląc, że to ja wykorzystuję - nie odejdę dziś, za cholerę.

* * *
w środę Kraków
zaczęłam się pakować dzisiaj, dwa dni przed przeprowadzką - cała ja
smutno mi w cholerę i płakać mi się chce, nie wiem jak ja to wszystko zniosę
po 4 jest, chyba poczekam jeszcze te dwie godziny i pójdę po fajki, cały dzień nic nie paliłam
bo mi kochanie moje fajki do warszawy wzięło

niedziela, 29 lipca 2012

taniec zmysłów

piątkowy wieczór, blask świateł i dźwięki głośnej muzyki, taniec wypełniony pożądaniem a ja tylko w Twoich ramionach i Twoja tylko, łapiesz mnie za rękę, ciągniesz mocniej i przyciągasz do siebie, całujesz namiętnie. wszyscy na nas patrzą, a jesteśmy tylko my i nikt więcej, w tłumie ludzi zapominamy o świecie i istniejemy w rytmie szybkich pocałunków. odsuwam się na moment i kręcę się, nęcę, rozpalam cię do cna, a ty patrzysz na mnie wzrokiem, który mnie rozbiera i bierze w całości, a ja cieszę się, uśmiecham i patrzę na uśmiech twój pełen pożądania. uwielbiam być twoja, gdy wszyscy na nas patrzą, a nasz świat zawęża się do rozmiarów twoich ramion. głośny oddech, potem mnie przytulasz i już nic się nie liczy. umieram ze szczęścia.
a potem z tęsknoty. nie odchodź nigdy, choć jestem zła.

czwartek, 26 lipca 2012

spotkanie po latach.

dziesięć, dwanaście, trzynaście... dużo nas, od dziecka znajomych. i piwo lepiej smakuje, papierosy wspólne, bo się skończyły. zasnąć można bezpiecznie na kolanach jednego z kumpli, a dziewczyny gratulują wszystkiego. a deszcz? to tylko deszcz, nas dużo, nic się nie stanie nam razem, pojedziemy, pójdziemy, pobiegniemy kupą ludzi.bez oporów, tematów tabu, plany i marzenia. niech to trwa, nigdy się nie kończy...
a wcześniej spotkanie z nią, dalej dużo nas łączy. i fryzjer ulubiony, prawie jak dobra znajoma. jutro zdjęcia z przyjaciółką, w piątek Oni i On. dziś mogę nawet umierać. my life is brilliant.

edit; po 3
ja pierdole, ja cie dalej kocham, po tych wszystkich latach, łzach, cierpieniach, upokorzeniach. i mimo tego, że ty mnie już nie kochasz, że ją kochasz. po dwóch latach od zakończenia nas, po ponad trzech latach od nas. i mimo tego, że mam Jego i zależy mi bardzo, nie spieprzę tego. kocham cię i nigdy, przenigdy nie wyrzucę cię z mojego serca.
oby to kurwa była chwila słabości.

środa, 25 lipca 2012

szumiące myśli

myśli-cicho myśli-huk, a to już przecież dwa lata mijają za pięć dni a może i sześć, nie ważne, dwa lata od 'czasami kochać nie wystarcza', a mi przecież wystarczyć miało, bo wierzyć umiem i kochać też umiałam, a rok mija od ucieczki mojej, przed tobą uciekłam, a może przed sobą samą? teraz jego mam, mam go i chcę kochać, ty do niej należysz. ale myśli ciche a szumiące skradły się wraz z "I hate everything about you" ale uciszam je, zabijam i w kąt chowam. i słucham naszych zespołów, które nasze już nie są, bo i nas nie ma. ale lubię i czuję to wszystko. a potem nagle wyrastasz mi z ziemi, na przystanku jesteś, a ja tuż za nim, wypalam kolejną fajkę. a wiesz, że nie paliłam, tobie broniłam, a teraz sama truję płuca. ale to dwa lata minęły, a od nas nawet i trzy ponad, pozmieniało się, przeleciało, przewinęło, pokończyło. ale widzę cię, przez ułamek sekundy nasz wzrok się krzyżuje, a potem odwracasz twarz i udajesz zajętego. zaciągam się, dym staje mi w płucach i zastyga. czuję w sobie kulę dymową, ale nie krztuszę się, nie kaszlę, nie krzyczę. wypuszczam dym spokojnie - odchodzisz. i nie ma ciebie już, jak nie było cię już rok. i zostawiasz mnie z milionem pytań i odpowiedzi i sama nie wiem czy to co czuję to jeszcze sentyment, czy to coś cholernie niedopuszczalnego jeśli chodzi o nas. chcę kochać jego, nie ciebie, bo ty nie mój jesteś. i nie będziesz już nigdy.

niedziela, 22 lipca 2012

Bez dostępu.

Brak laptopa mi doskwiera. Powoli, małymi kroczkami powróci łam do życia. I moje dni nadal przypominają trochę "dzień z życia singla", jednak kończą się długimi rozmowami z Moim Szczęściem :) Wszystko się zmienia, odzywają się osoby, o których myślałam, że znajomość skończona raz na zawsze, urywają się przyjaźnie, o których myślałam, że będą wieczne. Dużo planów, dużo pracy mnie czeka (za kilkanaście dni przeprowadzka), ale ogólnie uśmiech na twarzy.
Za tydzień widzę się z moim Skarbem, póki co muszę zadowalać się "Chcę Cię mieć przy sobie teraz..." na wyświetlaczu telefonu. On jest najwspanialszy :***

Trzymajcie się i korzystajcie z ciepłych dni misie, tęsknię!

środa, 18 lipca 2012

Praca.

Szukam pracy od sierpnia. Ogarnę już przeprowadzkę i mogę ruszać zarabiać. Póki co cienko z ofertami, ale może coś znajdę. Rozsyłam CV. Żeby trochę sobie poprawić humor wysłałam swoje zdjęcia do kilku agencji fotomodelingu. A co! Chciałabym zarobić trochę kasy, żeby bez żalu, że trwonię pieniądze móc wyjechać na parę dni z kotkiem w Bieszczady, albo gdziekolwiek. Trochę przeraża mnie wizja mojego egzaminu, który się zbliża wielkimi krokami, wszystko przez tą przeprowadzkę i to, że tutaj zacofane miasto było. Nie zaczęłam się uczyć, a misiek tak mnie do tego goni. Czasami cieszę się, że jest w stolicy, bo jakby tu był, pewnie siedziałby nade mną i wkładał nos w książki. Na siłę :-)) 

PS. No dobra, nie cieszę się. Wolałabym mieć go koło siebie i uczyć się 24/7.

wtorek, 17 lipca 2012

kto tam? kto jest w środku?

Każde Twoje słowo dźwięczy mi jeszcze w uszach. I każde tęsknię i szlag mnie trafia, bo to  jeszcze prawie dwa tygodnie. A ja do Ciebie nie przyjadę, bo mam tu urwanie głowy. Na szczęście są telefony. I słuchać mogę całymi dniami co robiłeś, gdzie byłeś, co widziałeś. Nawet Twoja nudna praca mnie interesuje. I nowa popielniczka, Twój pierwszy zakup w zapchlonej stolicy. Każde zdanie przepełnione flirtem uwielbiam. A kiedyś myślałam, że będąc w związku skończą mi się flirty... Tymczasem robię to tak intensywnie, jak nigdy. I jesteś jedyną osobą, u której nie denerwuje mnie rozpoczynanie zdań od 'musisz', 'masz', 'powinnaś', a nawet bardzo, bardzo mi się to podoba. Bo wiem, że chcesz mojego dobra i mojego sukcesu. I dla Ciebie się starać będę, powrócę do ambicji. I bardzo słodkie było to, że zabroniłeś mi iść z nim na wesele. Zabroniłeś to za duże słowo i wyolbrzymione, ale jeśli chodzi o Ciebie - lubię je. Lubię wszystko, co związane z Tobą. I możesz sobie nawet kupić te spodnie, w jakich sobie Ciebie nie wyobrażam. Bo nic nie zmieni faktu, że mam swoje osobiste 187 cm szczęścia.


chciałabym móc zanurzyć głowę
w strumieniu twojej świadomości
bezpowrotnie
chciałabym przez judasze oczu
twoich łagodnych
spojrzeć
kto tam? kto jest w środku?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Walka z dymem - porażka.

Poddałam się po 4 dniach, ale nie jest mi z tym źle. On to akceptuje, bo mnie rozumie. To najważniejsze.


brak mi Ciebie
i sucho 
pusto

cicho, jak w męczarniach

w słowach mam Cię tylko
i zdjęcie całuję przed snem
na dzień dobry pocałunek

obecność ale w myślach
i niepewne kocham
choć jeszcze na długo niewypowiedziane

sobota, 14 lipca 2012

Walka z dymem, dzień 2.

Nie płakałam, nie zależało mi, nie angażowałam się i byłam zadowolona. Nikt w żaden sposób mnie mógł mnie zranić, bo najzwyczajniej mnie nic nie ruszało.
Więcej płaczę i zależy bardzo, a poziom mojego zaangażowania przeraża samą mnie. Zadowolenie zamieniło się w szczęście. Ale szczęście wiąże się czasami z cierpieniem, takim delikatnym i subtelnym. Jest nim na przykład tęsknota.


Zaraz po pożegnaniu z Nim, obiecałam przyjaciółce, że rzucam palenie. Ona też. Palimy tylko w swojej obecności, albo na imprezach. Wczoraj nie miałam fajki w ustach. Dziś też. I gdybym miała paczkę, albo chociaż jednego, małego papieroska to bym zapaliła. Oczywiście nadal twierdzę, że nie jestem uzależniona. Palę, bo lubię. A raczej paliłam, przez ponad pół roku. Jest źle. Najważniejsze, to nie kupować fajek. Jak kupię paczkę, to ją spalę. A potem kupię następną i znowu... I nigdy z tym nie skończę. Ponoć ta największa chęć na papierosa trwa przez ok. 2 tygodnie od rzucenia. Jeszcze 12 dni. Nie wytrzymam. Ale nie chcę palić. Chcę, by on zamiast dymu papierosowego czuł moje nowe perfumy, a zamiast fajki w rękach zobaczył, że radzę sobie ze stresem i nerwami. I sama nie chcę czuć już tego cholernego moralniaka.

piątek, 13 lipca 2012

więdnę bez Ciebie, usycham

Chodzę cały dzień po domu i nie mogę sobie miejsca znaleźć. Kuchnia jest jakaś taka mniej przytulna, a sypialnia mniej spokojna. Łazienka straszy mnie swoim chłodem, mimo że zawsze była ciepła, a wszystkie inne pomieszczenia wydają się obce. Sama jestem tu jak palec. I dzwoni telefon i wołają, no chodź na piwo, chodź z nami, porozmawiać, pobawić się, bo piątek, a ja nie. I wcale mi nie brakuje głośnej muzyki, albo butelki piwa. Nawet fajek mi nie brakuje bo rzucam je przecież, bo ciągle mi wmawiasz, że to podchodzi pod uzależnienie, że palę po przebudzeniu i palę przed snem, a między tym wypalam kolejne 20 sztuk. Wiem, że ta mała fajka mogłaby trochę naprawić to wszystko i dać mi siły, by chociaż przeżyć tę noc. Ale dla Ciebie to robię, nie chcę byś musiał mówić; moja dziewczyna jest palaczką. I chodzę tu jak własny cień i powtarzam ciągle; ale jest mi smutno. Cholernie mi smutno i płakałam wczoraj, nawet Twój sms słodki nie rozjaśnił mroku. A myślałeś o mnie patrząc tam, gdzie wszystko się zaczynało. Leżałam w pustym łóżku i zimnej pościeli, a Ty na dworcu byłeś i czekałeś na autobus, który zawiezie Cię do znienawidzonego przeze mnie miasta. Wróć tutaj, przyjedź do mnie i nie wyjeżdżaj już więcej. Ja nie wytrzymam tych kilku (?) tygodni bez Ciebie, a jak pomyślę, że najbliższy rok to widywanie Cię kilka razy w miesiącu, to chce mi się płakać. Nie umiem już bez Ciebie normalnie funkcjonować.


słów jakoś brakuje
i cisza tylko dźwięczy
szafa patrzy na mnie wrogo
a łóżko niewygodne jakieś
dni szare i zbyt długie
noce zimne i mokre od łez
bez ciebie

* * *

z tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej
drążącej śpiewny owoc ciała
patrząc na samotne palce
mogę wysnuć pięć poematów
dotykając moich napiętych ust
szepczę
i słowa - rozkołysane rytmem wielkiej wody
plotą się w wiersze
mokre
bardzo słono biegną poprzez twarz

/Poświatowska/

Kocham Cię.



Kocham Cię każdą cząsteczką mego ciała. Kocham każdą moją zaletą i najpodlejszą wadą. Kocham Cię w słońcu i gdy gradem sypie. Kocham ciemną nocą i w jasność rażącą po oczach. Kocham, gdy się śmieję i gdy płaczę, poddając się zupełnie. Kocham kiedyś i kocham teraz. Kocham Cię za wszystko i za nic Cię kocham. Kiedyś chowałam Twoje pocałunki gdzieś w zakamarkach myśli i ust, by nigdy ich nie zapomnieć. Teraz chowam najmniejszy Twój oddech i najdelikatniejszy dotyk, by nie utracić ich wspomnienia. Znasz kogoś, kto rzuca się za Tobą w głęboką wodę, nie potrafiąc pływać tylko dlatego, że coś Ci odbija i nie masz ochoty walczyć o swoje życie? Czy masz osobę, która podnosi Cię nawet wtedy, gdy kładziesz się na ziemi i krzyczysz wniebogłosy, że nigdzie nie idziesz, bo nie wiesz dokąd? Czy masz kogoś, w kogo oczach odnajdujesz bezwarunkową miłość i kogo kochasz taką miłością? Jedyną osobą jesteś, którą tak mocno pokochałam. Kocham Ciebie mocniej od wszystkich, którzy są dla mnie bliscy, razem wziętych. I jeśli kiedyś powiesz - Idę, kochana. - ja pójdę za Tobą. Rzucę to wszystko i pójdę tylko tam, gdzie jesteś. Bo najważniejsza jesteś, wiesz?

a Ciebie żegnam kochany na tygodni parę
pisać o Tobie lubię i kłamać w wierszach
że rzęsy masz za długie, a oczy za niebieskie
serce za gorące, bo nauczyło mnie miłości

Dziękuję Bogu za Was. To cudowne mieć obok siebie dwie TAK WAŻNE osoby. I całujesz się na prawo i na lewo, ale nie z przypadkowymi ludźmi. Po jednej stronie masz swojego ukochanego chłopaka, a po drugiej najlepszą przyjaciółkę. I z Wami płakać mogę, upić się, śmiać i umierać. Dziś nic mi więcej do szczęścia nie jest potrzebne. Tylko bądźcie ze mną już na zawsze, bo bez Was nic tu nie ma sensu.

czwartek, 12 lipca 2012

Obyś był.



Ratujesz mnie, wyrywasz z rąk obcych i zbyt silnych jak na me kruche ciało. Całujesz delikatnie i obejmujesz jak swój skarb. A ja chciałabym być już cała Twoja, ale mamy czas, mamy mnóstwo czasu dla siebie. I z każdą minutą wątpliwości znikają, zabijasz je każdym swoim słodkim słowem. A ja spijam te słowa jak miód z Twoich ust i w końcu czuję się taka bezpieczna i taka czyjaś. Nikt nas nie poznaje, niegdyś bez zobowiązań, przygodni i korzystający z życia - a teraz idziemy objęci i patrzymy sobie w oczy. Wiesz, że zmieniłeś mnie jak dawno nikt? A ja zmieniłam Ciebie. I nawet jeśli to miałby być tylko sen, który kiedyś minie, ja chcę śnić. W sumie mogłabym tak śnić w nieskończoność. O b y ś    b y ł    t y l k o    o b o k.

środa, 11 lipca 2012

Chodź ze mną.

Wielki strach o utracenie wolności. A ja w Tobie wolność odnajduję, w pospiesznym splocie rąk i powolnym pocałunku. Gwiazdy nam nad głową spadają, a my to samo niewypowiedziane życzenie mamy. Szczęśliwy jesteś, nie tylko z powodu uczelni, ale z mojego najbardziej. I Ty mi szczęście dajesz, jakiego brakowało w tym pustym świecie wypełnionym obcymi ludźmi, obcymi ustami, dłońmi i butelkami, które wcale moje nie były, choć trzymałam je mocno. I wszystko nagle jakieś takie zakochane, romantyczne i nasze jest. Dni nami wypełnione, zaplanowane. Ale spieszyć się trzeba, bo wzywa Cię zapchlona stolica, której już zawsze lubić nie będę, bo mi Cię zabiera. Kilka dni tylko dla nas, a potem walka o coś, co może przetrwa, a może wypadnie nam z rąk. Poważny krok dziś uczyniłam, zrywam z tym co do tej pory było dla mnie codziennością, mówię im; czyjaś jestem, a nie wasza i dostępu do mnie nie macie. I nie odpowiadam na wiadomości flirtem wypełnione i nie oddzwaniam, nie odbieram, nie idę. Twoja dziś jestem i mówię Ci; nie żałuję, bałam się, że coś stracę, a zyskałam coś o wiele cenniejszego. Szaleć można także we dwoje, ale w wielkim tłumie obcych rąk miłości nie znajdę. A wiem, że razem jej poszukamy. Nad Wisłą jej poszukamy:)

poniedziałek, 9 lipca 2012

pierwsza osoba liczby mnogiej

Twoja być zaczynam, tak oficjalnie i za rękę miastem, zakaz-wyrzeczenie, z własnej woli podjęte, a idę potem w tłum ale niedostępna, niewidzialna, za zasłoną uczucia, bo Twoja jestem i niczyja inna i wierność mnie dopadnie i zobowiązanie zaskoczy, ale chcę, ale lubię, a Twoje oczy tak obce-nie-obce, bo patrzeć się w nie boję i jeszcze uciekam, chowam się i zamykam, rozmawiać nie umiem, śmieję za dużo i mówię nieskładnie, jeszcze nie kocham a lubię Cię bardzo, bo to kocham-nie-kocham nasze jest, ale przywiąż mnie do siebie, oznacz i podpisz; moja, jedyna, niedostępna dla innych

9.07.2012

czytam swoją poprzednią notkę, o ironio, i uśmiecham się serdecznie!

niedziela, 8 lipca 2012

Dzień z życia singla.

Zainspirowana twórczością Kominka stwierdziłam, że przedstawię u siebie swój dzień z życia singla. To tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś mi odbiło i weszłabym w jakiś związek - wtedy na pewno jeszcze raz przeczytam ten post i 'zerwę kajdany' ;)

12:00 Przekręcam się z boku na bok. Otwieram oczy - widno. Jakieś ptaszki ćwierkają. Przekręcam głowę w bok; paczka fajek, butelka po jakimś piciu, niedojedzona pizza, ubrania i torebka. Zamykam oczy. Przecież mam czas.

14:00 Wypadałoby wstać. Bo tyłek mnie boli od leżenia. Wstaję i w koronkowych majtkach i bluzce bez stanika idę do łazienki. Powoli i spokojnie. Przecież mieszkam sama, więc przed kim mam się wstydzić?

14:30 Ktoś dzwoni. O, przestał. Gdzie ten telefon? Patrzę na wyświetlacz: 15 nieodbieranych połączeń i 8 wiadomości. Rzucam telefon na łóżko i idę coś zjeść. Robię kawę, dzisiaj bez mleka, bo zabrakło, a nie mam ochoty iść do sklepu. Jem jakiegoś tosta i wczorajsze laysy. Niezdrowa żywność? A co mnie to obchodzi.

15:00 Odbieram w końcu telefon. Kumpel dzwoni. Lecę do łazienki, sięgam po kosmetyki. Są tu gdzie zawsze - porozrzucane wszędzie - w końcu nikt mi ich nie przestawia, bo mieszkam sama. Idziemy na fajkę. A potem na piwo. Nigdzie mi się nie spieszy, bo i nikt na mnie nie czeka. Przyjeżdża drugi. Jedziemy przejechać się motorami.

17:00 Wypadałoby zjeść obiad. Zamawiam pizzę i zapraszam przyjaciółkę. Dzienna dawka czułości - słodkich słówek, przytuleń i buziaków - zaliczona. Obgadujemy kilka szmat, pijemy wino i rozmawiamy o książkach. Nikt nie marudzi, że gadamy o głupotach. Wychodzi. W drodze do swojego domu dzwoni do mnie. Gadamy jeszcze dwie godziny. Nikt nie narzeka, że siedzę na telefonie. Bo i kto? Dzwoni kolejna koleżanka. Żali mi się, że jej się w związku nie układa. Słucham z przymrużeniem oka. Rozłączam się. Udaję, że zasięg mi padł.

20:00 Wychodzę do pubu. Oglądam mecz z kumplami. Pijemy kolejne piwo, w przerwie palimy fajki. Całą paczkę. Nikt mi nie mówi, że to niezdrowe i nikt nie komentuje głupio. Odprowadzają mnie pod dom.

23:00 Dzwoni jeden z moich kumpli na raz. Zaprasza na dyskotekę. Biorę prysznic i jedziemy. Dawka namiętności zapewniona na całą noc. Po jakiejś godzinie go zostawiam i wtapiam się w tłum. Poznaję jeszcze kilku gości, którzy stawiają mi drinki i noszą na rękach, bo nogi mnie od szpilek rozbolały.

4:00 Wracam do domu. Nie będę się teraz kąpać, zrobię to "rano". Przecież i tak śpię sama, zrzucam sukienkę i szpilki, wywalam w kąt i idę spać. Oczywiście nastawiam bardzo głośno radio, bo lubię spać przy muzyce. Czy komuś to przeszkadza? Bo chyba nie komarowi, który lata mi koło nosa. Jeszcze przez chwilę analizuję wydarzenia dzisiejszego dnia i zapadam w głęboki sen. Nie spieszy mi się, bo i gdzie? Przecież mogę spać, ile chcę.

Bez wyboru.

Bliskość. Pomieszanie zmysłów. I świdrujące z głośną, dudniącą muzyką; poczuj coś. Wszystko stało się czystym sportem i nie ma w tym odrobiny magii. Patrzysz w oczy, które są w stanie Ciebie pokochać, są zaintrygowane Tobą i pochłaniają Ciebie szybciej niż Ty muzykę - i nie czujesz nic. Zupełnie nic. Kolejny papieros przerywa ten taniec, w którym Ty chcesz się wyrwać, a on wpatruje się w Ciebie jak w obrazek. Jeszcze tylko bar, jeszcze barman i poderwij go, przecież jest Tobą zainteresowany, przecież przystojny jakich mało, przecież jesteś wolna. A potem długi odpoczynek i cholerna świadomość do niezdolności utrzymania magii. Szybkie zbliżenie ust, zwiększone tempo, czasami nawet serce zabije Ci szybciej - czyste pożądanie, zero uczucia. Dlaczego? Czy można oduczyć się kochać i czuć coś wyjątkowego, na rzecz przyjemności? 
A potem dowiadujesz się, że tamten się boi, bo on Warszawa, Ty Kraków, a to przecież kilometry są, autobusy są, ale co tam autobusy, odległość się liczy, a my nie wierzymy w związki na odległość, albo tylko tak sobie wmawiamy, bo wygodniej jest się rozstać niż o to walczyć. A on boi się Ciebie i tego co powiesz. A przecież coś czuje, coś chce. Ale powiesz mu o tym, przełamiesz się i powiesz, że czujesz także jakiś dziwny ucisk w sercu i radość nieokreśloną będąc przy nim. I nawet ubrudzonego sosem możesz go widzieć, pijanego, złego, radosnego i niepoważnego też i wcale Ci to nie przeszkadza. Czy to znak, że coś jest? 
Tutaj znowu was za dużo, o dwóch nadwyżka, a ja jedna, sama jestem. I proszę, nie każ mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle.

piątek, 6 lipca 2012

krakowska błogość

przemierzając po raz setny karmelicką, długą, królewską i floriańską oddycham ciepłym powietrzem, słuchając pozytywnej muzyki i nie mogę uwierzyć, że za kilkadziesiąt dni tam będzie mój dom
od zawsze czułam się tam jak u siebie, marzyłam, pragnęłam i jak zwykle - spełnia się
spędzam cudownie czas, załatwiam wszystko jak trzeba w tempie błyskawicznym, poznaję uprzejmych i wspaniałych ludzi - fenomen mojego życia mnie zadziwia
jestem cholernie szczęśliwa z tym, co już mam

środa, 4 lipca 2012

wyśmianie ogólne

śmieję się z was strasznie, z waszych słów-nie-słów, z poetek pseudo o ambicjach większych niż moje piersi powiększone kiedyś
idź pan w chuj z radami, komentarzami i opiniami, idź pan w chuj z dziadostwem
myślała szmata, że jest jedwabiem

zostawiam to w chuj, do krakowa jadę, spotkam ją i spojrzę jej w oczy może nawet
a dzisiaj (uwaga, hejterzy-cnotki-niewydymki) randkę miałam, z panem z imprezy
wpadł
zatopiony

edit; przed 23
ponarzekam sobie, a co. w końcu jestem u siebie
1. 'nie napiszę do niego, bo jestem dziewczyną' - no i co kurwa z tego, że nie masz jaj i tegoczegośdyndającego między nogami? czy to czyni cię lepszą, jakąś królową? a może nie chcesz pisać, bo się narzucasz? a facet to może, tak? a to bierz takiego durnia wypisującego do ciebie co pięć minut, jak chcesz mieć w domu frajera, nie faceta
2. 'kocham go, minęły 3 lata odkąd mnie rzucił, ale nadal go kocham. będę na niego czekać, na zawsze. jestem zdolna do miłości, ach!' - idź i się powieś. albo lepiej - zrób to na romeo i julię. chcesz? mam trochę denaturatu w domu to ci pożyczę. nie musisz oddawać.
3. 'nie będę szaleć, bo co za dużo to nie zdrowo, trzeba mieć umiar. cierpienie uszlachetnia' - to idź na klęczki i przed kościół, zedrzyj z siebie co masz i cierp. asceci wymarli w średniowieczu. (to jakieś kilka wieków temu, ale chuj z tym, no nie?)
4. 'mam dość, idę się zabić, moje życie nie ma sensu' - to idź i się pierdolnij z mostu, bo cię słuchać nie mogę.
5. 'patrz jaka dziwka, całuje się co tydzień z innym, pewnie niejeden ją przeleciał' - widziałaś to na własne oczy? nie, bo jedyne co widzisz, to twoja pryszczata twarz w lustrze i fałdy tłuszczu wylewające się ze spodenek. jakby cię chcieli, to pewnie też byś się lizała
6. 'ona ma wyjebane? ona? tylko udaje, a pewnie po nocach ryczy' - Polska, tutaj boli, jak komuś się powodzi, prawda?
7. 'jak ona mogła dać mu swój numer?! w dodatku sama go podrywała? pierwsza?!' - o matko, co to się dzieje. o popatrz, XXI wiek mamy, jaka szkoda, że ty jeszcze neolitu nie opuściłaś
8. 'jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma' - jak się jest ofermą życiową, to trzeba sobie wmawiać, że dobrze, że zadowalam się tym, co mam. to ty się zadowalaj w nędzy, a ja skoczę do banku po kolejną stówkę, bo mi na chipsy brakło
9. 'ona jest taka niedojrzała, nie kocha, robi co popadnie, gdzie popadnie' - kłaniam się wszystkim DOJRZAŁYM cnotkom niewydymkom, które na widok gołego faceta się czerwienią i nie wiedzą co to pocałunek francuski. bo na filmach to się nazywało inaczej. dojrzałe jesteście, że hej, kochacie swoje życie dewotek
10. 'jesteś cudna, wspaniała, pięknie piszesz' - a weź się porządnie najeb i przestaw parę liter, a sama będziesz Szymborską. nie wiesz, że każdy poeta jarał zioło?

pozdrawiam razem z moimi koleżankami, metaforą i ironią
fajne jesteśmy, wręcz nierozłączne

wtorek, 3 lipca 2012

rzeczy-nie-rzeczy

Pola. Gdzie jesteśmy? A gdzie droga się podziała? Chyba uciekła, zwiała mi spod stóp. To nic, pójdę trawą, natura jest piękna. A to płot? Nie-płot. Ale olej po całości. Nie przejmuj się, wyklucz i wymaż. A tam okno było, ale drzwi stoją. Otworzone, gdzieś tam trawa, a Ty mówisz, że okno. Śmieję się do Ciebie, z Ciebie i z okna-nie-okna, którego nie ma. A może i jest. A potem trzymaj, to piękne miasto jest nocą. I pełnia i tęsknota jakaś taka bardziej uciążliwa. Czujesz te cząsteczki, które wprawiają w wibracje moje ciało?
W e ź        m n i e        p r z y t u l,        b o        s i ę        r o z p a d n ę.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Hang on.

Zawsze chciałam całować się w deszczu. Jako mała dziewczynka naoglądałam się komedii romantycznych, gdzie chłopak daje swoją bluzę dziewczynie, patrzą sobie w oczy i się całują. Albo pada deszcz (!), a oni nie zważając na świat całują się w nim namiętnie, cali mokrzy. Wiecie co? Marzenia się spełniają. Każde ;)

Trochę jak z bajki mam to życie, ale od jutra biorę się za siebie, załatwiam co trzeba i wyjeżdżam na kilka dni do Krakowa, bo jak nie zacznę ogarniać, to nigdy tego nie zrobię.



Hang on when the water is rising
Hang on when the waves are crashing
Hang on just don't ever let go

niedziela, 1 lipca 2012

Nie umiemy wciąż pokonać strachu przed samotnością, dusi nas makrokosmos.

Ten drugi robił wciąż źle mimo wiedzy że go straci
Taka ludzka natura że możemy mieć dobry przykład
A i tak potrafimy tylko źle wybrać
Robimy mnóstwo błędów tracimy głowę dla zmysłów
Chcemy być coraz mocniejsi, myślimy że to droga mistrzów

klik



Emocjonalny zastój, dysonans myśli. Jedyne normalne chwile na imprezie. A powrót do domu jest jak katorga. Dlaczego już, jeszcze nie, potem, za godzinę, ewentualnie jutro. Bo tutaj już u siebie wszystko jest takie szare. Ulubione czekoladki nie smakują, a kawa jakaś taka gorzka dziś. Przestałam ostatnio pić kawę, wiesz? To głupie, gdy kawę zamienia się na piwo, ale zawsze to jakiś sposób. Kawa na piwo, a przyjaciele na znajomych. Kilku ludzi się pozbyłam ze swojego życia ostatnio. I nadal nie wiem do czego dążę, czego chcę. Wykańcza mnie ten świat, to życie pełne napięcia. Jest dobrze tylko wtedy, gdy coś się dzieje. To tak jakby czuć szczęście podczas sztormu, a podczas spokoju popadać w depresję. Depresja jest o tyle bardziej uciążliwa, gdy nie masz nawet komu się nią pochwalić. To zabawne, mieć najlepszych przyjaciół, chęci do skakania za nimi w ogień, a zero rozmowy. To rozmowa jest kluczem ponoć. Kiedyś powiedział mi, że chce rozmawiać, a rozmową ugasił najmniejszą iskrę magii jaka między nami była. Od tej pory nie lubię rozmawiać. Kiedyś godzinami potrafiliśmy dzielić się ze sobą tym, co nas gryzie, męczy, boli i cieszy. Teraz streszczamy się w jest ok, albo szkoda gadać. To zabawne jak bardzo się zmieniliśmy, choć wszystkie rzeczy pozostały takie same. Są Ci co byli, tylko wiary jakoś mniej. Od pół roku żyję bez Boga. Średnio mi z tym dobrze. Jakieś osiem miesięcy temu jeszcze gdzieś tu był, próbowałam rozmawiać z nim i wysłuchać przez pisma, ewangelie, czy kazania. Raz odwiedziłam go nawet wyznając swoje winy przez kratki drewnianego konfesjonału. Nie odpowiedział mi. Jeszcze kilka połączeń bez odzewu i rzuciłam to wszystko w kąt. Przypuszczam, że potem to on nie mógł się do mnie dodzwonić, bo albo zajęte, albo skrzynka pełna. Przecież jestem taka zabiegana... Dziś znam go tylko z opowieści, albo ze wspomnień. Bo kiedyś, w najtrudniejszych chwilach był ze mną. Kim jest osoba, która była z Tobą, ale odeszła bez słowa? Czy zasługuje na szacunek, na pamięć? Jego tu nie ma. Tu jest tylko szaleństwo. A poza nim czarna rozpacz. Niezdolność do poświęceń, do uczuć, do czegokolwiek dobrego. Obojętność i ignorancja. Ona chroni mnie przed światem, ale nie przed sobą. Powolna autodestrukcja. I albo wyrwę się z tego, albo umrę powoli tu, gdzie jestem. Nie cieszy mnie przeprowadzka, nie cieszy mnie nic. Zostawię tu dziesiątki ludzi, bez których nie znaczę nic. Którzy są moim drugim ja, choć obiektywnie nic nas nie łączy. Razem tak wiele choć obiektywnie prawie wcale, ale piękna jest każda chwila spędzona razem. Odejdę, pomacham i pojadę w chuj. W sumie ucieczka to to, co robię ostatnio najlepiej. Uśmiech, skradziony pocałunek gdzieś między misiem, a kochaniem i w nogi. Każdy sposób jest dobry, by uniknąć cierpienia. Tylko jak długo jeszcze będę uciekać. Ona mówi mi, że boję się związku; odrzucenia, że nie wyjdzie, zranienia... A ja po prostu nie chcę utracić wolności. Zachłysnęłam się tą wolnością i czuję się w jej ramionach jak narkoman. Chcę więcej i więcej, przekraczam granice, które kiedyś były nie do pomyślenia. Pierdolę bez sensu, bo miało być dzisiaj zielone i wielki chillout, a chuja z tego wyszło, bo nawaliłam. A mówili; kup lufkę, bo w niedzielę wszystko pozamykane.

edit; koło 17
jak Ci źle skręć sobie jointa i po sprawie, wyruszamy się wyluzować