Ciągle słyszę ostatnio "Uważaj, bo przesadzisz. Ja przesadziłem i żałowałem tego, chociaż teraz całkiem z dystansem do tego podchodzę". Pozwólcie dziecku się sparzyć, zanim zanim zabierzecie mu zapałki. Ono i tak wam nie uwierzy, że będzie bolało. Dopóki się nie przekona. Stój z boku i miej kontrolę, ale daj mu nabrać samemu doświadczenia. Człowiek mądry uczy się ponoć na cudzych błędach. Ale o ile uboższe byłoby nasze życie bez popełnionych przez nas błędów? Byłoby takim przejściem od perfekcjonizmu, do monotonii. Kto co lubi. Ja monotonię i nudę uważam za zło największe, dlatego unikam jak ognia. Dlatego przesadzam więc i balansuję na krawędzi rozsądku. Bawię się na całego, a jak z głowy ulatują procenty, albo nikotyna przewietrzeje, czy tam jeszcze inna faza nieświadomości mnie opuści dostaję mocnego kopniaka moralnego. I wtedy nastaje sądne pytanie "Po co Ty to robisz, dziewczyno?". Ale nie żałuję. W dalszym ciągu nie żałuję, bo przecież takie jest moje życie. Tu i teraz. I chociaż potem wynika z tego wiele nieprzyjemności, ponoszę różne konsekwencje (czasami w postaci ubytków na psychice) to swoje przeżywam i swoje wpisuję w swoją osobistą Wielką Księgę Wspomnień.
Bo co jak co, ale na brak wspomnień narzekać nie będę mogła. A czy jest coś cenniejszego od wspaniałych wspomnień?