piątek, 17 sierpnia 2012

Koniec.

znikam stąd
czas zacząć nowe etapy w życiu
chcę się odciąć, bo za dużo tutaj wspomnień
Zła ciągle będzie mi tu o sobie przypominać
być może powstanie nowy blog, jeśli ktoś by chciał w razie czego, zostawiajcie proszę w komentarzu
* adres bloga
* nick
* email

żegnam

czwartek, 16 sierpnia 2012

goodbye my dark side

Każdy moment jest dobry, żeby zmienić wszystko.
Żegnaj, ciemna strono.

Moja gorsza strona jest moją lepszą stroną. Ale dziś wolę dobrą słabość, od złej mocy skierowanej tak naprawdę we mnie samą.

Mojej.

zabierz mnie na spacer, na piwo, na fajkę, na koncert, na rozmowę, na film, na zawsze. przyjdź i spakuj wszystkie Listy ze Specjalnego Pudełka, mój skarb najdroższy. zabierz mnie nagą, bez własności, u b e z w ł a s n o w o l n i o n ą. bo Twoja wola niech się dzieje, a Twoje szczęście się liczy. skoczyć w wodę potrafiłaś, skocz więc do mnie i zostań, porwij, ucieknij ze mną na ramieniu. przyjdź, bo słaba bez Ciebie jestem i siły nie mam na życie, oddychanie, tylko płakać mi wolno. jeśli każda łza świadczy o mojej Miłości do Ciebie, jest ona nieśmiertelna. przyjdź, przybiegnij, Najdroższa. a potem pocałuj mnie, obejmij i nie puszczaj na wieczność.
dla Ciebie zmienię swoje życie, tylko dla Ciebie to zrobię i z Tej Miłości Największej Do Ciebie.

środa, 15 sierpnia 2012

uwielbiam.

uwielbiam twoje usta, zbyt szybkie pocałunki, dotyk śmiały z wyczuciem i kłamstwa twoje lubię. i gdy mówisz, że myślałeś, choć    n i e   m y ś l a ł e ś    pewnie wcale. i gdy mówisz mi dobranoc, a to czasu na mnie nie masz. i gdy szepczesz słodkie igraszki do ucha i gdy namiętnością opętany oddychasz szybciej, a potem stajesz się czuły i potulny jak baranek. i uwielbiam śmiech twój jedyny i gdy mnie rozbawiasz i gdy na nogę narzekasz. i uwielbiam cię mieć, choć nigdy mój nie będziesz. i płakać za tobą uwielbiam, gdy opętana zapachem kłamstwa zasypiam
na poduszce
sama

karmię zło.

istnieją w tobie dwie sprzeczności, dwie bestie. jedna jest dobra, zna empatię, przyjaźni się z miłością, a jej matką chrzestną jest prawda. drugiej na imię zło, mieszka w krainie zwanej kłamstwem i obłudą, często odwiedza ją jej najlepsza przyjaciółka, zdrada. to od ciebie zależy którą z nią karmisz, by przeżyła.

Jest tak samo, może tylko trochę smutno
I nie mówisz dobranoc, i nie mogę przez to usnąć

I może trochę pusto, i znowu jest to rano
I znowu uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają



n a d u ż y w a m    siebie    bo    n i e   u m i e m    i n a c z e j

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Pociski są pięknem rozpalonego nieba.

Szybkie spojrzenie w lustro. Idealnie. Krótka czerwona sukienka opinająca opalone, szczupłe ciało. Długie czarne włosy do pasa i krwistoczerwone usta. Uśmiech. Lubię siebie, myśli. Inni też ją lubią, każdy lubi patrzeć na zadbane, piękne kobiety. Wychodzi. Stukot obcasów słychać na całej klatce. Otwiera się winda. Na oko trzydziestoletni mężczyzna rzuca jej badawcze spojrzenie. Uśmiecha się, nie wysiada. Ona pewnym krokiem wchodzi do środka, naciska "0". Kierunek parter. Mężczyzna jeszcze chwilę się waha, po czym zaczyna rozmowę. W końcu ośmiela się zapytać o numer, przecież nie na darmo zjechał znowu na dół. Ona obdarza go pobłażliwym uśmiechem, po czym odchodzi. Zostaje po niej tylko stukot dwunastu centymetrowych obcasów. Idzie dalej pewnym krokiem, słyszy gwizdanie za plecami. Ktoś na nią trąbi, ktoś się zatrzymuje, może podwieźć? Pójdę sama. Wsiada w ten sam autobus co zawsze, przyciąga wiele spojrzeń. Ostatni przystanek, wysiada. Idzie jeszcze trochę zaludnioną ulicą, po czym dochodzi do miejsca, gdzie nie ma o tej porze nikogo. Ściąga buty, idzie dalej boso. Siada na krawężniku, sukienka jej się brudzi, chyba się rozdarła. I chuj. Jeszcze ratuje się papierosem, czuje wibrację telefonu. Spogląda na wyświetlacz - moje Kochanie. Kryje twarz w dłoniach. Pozwól, że opowiem Ci o kobiecie, która żyje, chociaż nie jest pewna, czy potrafi oddychać.

piękno.

piękno było delikatne, nieśmiałe, spoglądające ukradkiem spod przymkniętych powiek. ukryte było w słowach poważnych wyszeptanych, gdy nikt nie słuchał, schowane za szczelnie ukrytym napiętym ciałem. kusiło nieskazitelnością, niewinne było, nienaruszone, nie do zdobycia. piękno było w gestach niepewnych i ruchach zbyt powolnych. czym się ono stało? wyuzdaną imitacją pełną agresji. gra świateł, gra słów, zbyt gwałtowny ruch, spojrzenie rozbierające najgrubiej ubraną osobę. ciało wystawione na uciechę widzów zbyt głodnych czułości i pewność siebie przeplatana z arogancją. piękno ogólnodostępne, na pokaz, na raz. śmiałość zbyt mocnych rąk i za szybkich ust. upadła ona, która piękna była. stała się zbyt wyzywająca. skończyła się po drodze i wrócić na miejsce nie potrafi.

niedziela, 12 sierpnia 2012

wejdź tu.

wejdź tu z całych sił, wejdź bo skonam. ciche wzgórza, uchylone okna, płatek róży gdzieś pośrodku. wejdź tu, nim wody wyschną, póki wilgoć zdobi płatki róż. wejdź, gdy nabrzmiałe liście wołają o spojrzenie, o dotyk mały. cieniutka ścieżka doprowadzi cię do końca. tylko wejdź nie każ prosić. wzniesienia i doliny, każdy centymetr kusi zapachem. nie oglądaj się za siebie, nie dbaj o miejsce, ani o czas. wejdź i wchodź nieustannie tutaj, z każdym razem więcej sił wkładaj. albo zostań na zawsze i zatop się we mnie.

sobota, 11 sierpnia 2012

tęsknota.

oczy Twoje wielkiej miłości pełne patrzące na mnie, z naganą, ze zrozumieniem, z uczuciem... nigdy z wyrzutem. dłonie Twoje ciepłe jak promienie słońca gdzieś koło mnie, zawsze delikatne, czasem namiętne. i usta Twoje różowe jak maliny, nabrzmiałe czasem, wygięte w podkówkę czasami, składające pocałunki na mej twarzy, nigdy nie krzyczące. Twój chód, charakterystycznie subtelne gesty, jak trzepot motylich skrzydeł i słowa delikatne, miodem płynące po mej duszy. ciepło Twojego ciała obok mojego, Twój oddech na mej szyi, szept w świetle księżyca i radosny śmiech. brak mi Ciebie strasznie, Kochana.

piątek, 10 sierpnia 2012

gdzieś na dnie, to tu gdzie jestem nie ma słońca

chodź tutaj i weź mnie w ramiona. przytrzymaj tak długo, aż przestanę się trząść, aż zabraknie mi łez. spójrz w moje oczy i patrz w nie mimo to, że zawsze odwracam wzrok. całuj mnie tak mocno, aż zabraknie mi sił. trzymaj za rękę nawet jeśli będę się wyrywać. przyjdź i trwaj przy mnie, mimo że cię odtrącam, bo zasługujesz na kogoś lepszego, bo nie warta ciebie jestem. zostań, wybacz i zmień. i kochaj mnie, uratuj. bo pogubiłam się w sobie i nie mogę się odnaleźć.

czy wy też obsesyjnie tęsknicie za swoimi niedoszłymi, starszymi facetami, z którymi nie łączyło was nic więcej, prócz namiętność?

czwartek, 9 sierpnia 2012

1 ♥

My old man is, a tough man
But he got a soul as sweet as blood red jam
And he shows me, he knows me every inch of my tar black soul
He doesn't mind I have a flat broke down life
In fact he says he thinks it's what he might like about me, admires me
The way I roll like a rolling stone

Because I'm crazy, baby
I need you to come here and save me
I'm your little scarlet, starlet
Singing in the garden,
Kiss me on my open mouth


* * *
zła kobieta jestem 
i miesiąc dziś mija, a już dwóch było nielegalnie nie tam, gdzie trzeba
nocą panoramiczne widoki i my, potem auto i to co lubię bardzo za bardzo
za rękę, za nogę, za bluzkę mnie łapiesz, tylko nie za serce, bo jego nikt nie ruszy
przed chwilą dotarło do mnie, że czas to skończyć, bo wykończę nas

miesiąc już Go mam, miesiąc złą kobietą jestem
chcę go przytulić i popłakać w jego ramionach, zmienić się chcę

Czy któraś z Was jest w Krakowie? Mieszka tu, albo tymczasowo przebywa? Mile widziane spotkanie, przytulenie, kawa, piwo, cokolwiek...

sobota, 4 sierpnia 2012

w czterech ścianach

poplątanie z pomieszaniem, a ja jeszcze supełków dokładam i niepewna siebie już jestem i niemrawa, nie odbieram telefonów, udaję że dzwonka nie słyszę, wiadomości nie widzę, oślepłam. głucha jestem na wołania zewsząd, słyszę tylko uderzanie palców o klawisze. stuk stuk. miarowy stukot mnie uspokaja chwilowo, więc kończyć pisać nie chcę. słowa się wylewają, a myśli zalewają głowę mokrą, wyjętą spod gorącego prysznica. gorąco to dobre słowo, gorąco tu u mnie strasznie i w głowie i w ciele, w żyłach, tam... dotykam się delikatnie opuszkami palców, a gorąca woda spływa mi po karku i jedyne co czuję to pragnienie ciebie przy mnie, we mnie, tutaj. a pragnąć nie powinnam i myśleć, bo te myśli są niespójne, znów-to-samo, akcja-reakcja, uniesienia i rozstania. bez słowa cię nie ma już drugi dzień, ale z nim było tak samo. wykorzystywałam będąc wykorzystywaną. głupia, wiedziałam że tak będzie, że pójdziesz, bez-słowa mnie zostawisz, bez-pocałunku. był pocałunek, zbyt grzeszny był bo i nie tu gdzie trzeba. wyrzucić, pozbawić się tych myśli. wodospadem wspomnień mnie zalewasz, uniesienia dominują, pragnienie i żądza ciebie-we-mnie góruje nad wszystkim i począć ze sobą nie mam co. malinowe usta żądne pocałunków, nabrzmiałe ciało głodne pieszczot twoich. zjeść mnie chciałeś, pożerałeś mnie sobą, a ja pożerana być lubię. i spełnienie szybkie-za-szybkie. mylę pragnienia z uczuciami, mieszam kocham z pożądam, ale pożądanie zawsze wybieram, bo nie panuję nad sobą, nad ciałem, nad żądzami. wobec ciała jesteśmy przecież tacy niewinni... na pokuszenie wodzi napięty rozporek, za duże usta, za silne dłonie, za długie palce. a potem niedosyt. więcej ciebie chcę i więcej, pochłoń mnie całą, zniknijmy na chwilę, odlećmy. za skarbem tęsknię, co w stolicy marznie beze mnie i tęskni, bo wierzę mu, ufam. a on mi ufa, pytając czy ciekawszych akcji nie było sprawia, że śmieję się w głos. o ty naiwny! myślę kochając go czule i pragnąc, by mnie objął. bo ja oszukiwać go muszę, póki nie zmądrzeję, nie dojrzeję, nie będę gotowa. jak wypuszczę go z rąk już nigdy nie wróci, a ja przecież zmienię się jeszcze, nie będę taka, moralność mi wróci i czystość się stanie. ale jeszcze grzeszna być pragnę, splamić chcę siebie i jego krwią namiętności, podrapać, wydrapać, wydrążyć, wyłamać, przebić, przesączyć... skarb mój nie będzie tym, kim miał być. ale drugi, trzeci nie zawsze oznacza gorszy. dla niego będę mistrzynią. dla ciebie to robię, skarbie. byś miał mnie najlepszą, najodpowiedniejszą, pewną, której zazdrościć ci będą wszyscy. kochanką najlepszą będę ci.

krakowska błogość

pracują, zapraszają na imprezę firmową, choć raz widzieli, a potem clubbing, od klubu do klubu, pełno zaproszeń, drinków, miasto żyje nocą, czasami mam wrażenie, że kraków nigdy nie usypia, ale lubię to, bo sama spać nie mogę. i muzyka, ciało bez kontroli i zabawa. a potem oni, śliczna jesteś i to co zawsze, a ja nie chcę, czyjaś jestem, ale nie mówię o tym głośno, trzymam bezpieczny dystans. a potem niosą nas na barana przez rynek krakowski o 2 w nocy, taksówki trąbią, ludzie machają, a ja czuję się jak w innym świecie. lepszym. tęsknota trochę gaśnie, trochę przyćmiona zasypia, choć największa jest, bo za kochaniem moim w jej postaci. potem nocne autobusy, jeszcze podprowadzają nas pod blok i cisza. czasami jeszcze w czyimś zapachu perfum czuję ciebie i przypominam sobie ciarki na ciele, te pierwsze odważne gesty nasze, moje, ruchy... tęsknię za tą bliskością twoją o osiem lat starszą. a najgorsze jest to, że za Nim tęsknię najmniej. a przecież Jego jestem.

ludzie tu mili, uprzejmi, każdy rozmowny, otwarty. to jest moje miejsce.
internet mi założą pewnie w poniedziałek, teraz od kogoś ściągam. pusto tak mieszkać samej. może za tydzień pojadę do warszawy do kotka. chociaż wolałabym jechać do niego, zapraszał mnie na weekend. zobaczę.

czwartek, 2 sierpnia 2012

welcome cracow

siedzę w KFC w krakowskiej na WiFi
nie wiedziałam, że tak to wszystko przeżyję
nie wiedziałam, że takie pożegnanie zrobi mi On, a ja Jemu
do tej pory mam ciarki na ciele, jak o tym myślę, wspominam
a on nie wie nic, nawet, że się spotkaliśmy. tak będzie lepiej...


jestem cholernie niedojrzała, bez zasad, moralności i nie zasługuję na żadnego porządnego faceta


* * *
szybki oddech, zdecydowany dotyk i mocniej
słodkie pytanie, które zawisło między nami
i moja uległość, zgoda na wszystko, bo lubię
być twoja, być przy tobie, do ciebie należeć
choć już czyjaś jestem, a ty nie-mój jeszcze
i nigdy. słodko-nie-słodko, nieporządnie bardzo
i bez zasad. łamiemy wszystko, ja się łamię, 
kręcę, kłamię i zdradzam. a ty nieświadomy
przyczyniasz się do tego i pragniesz jak ja. 
a może nawet bardziej? dziś już nic nie wiem.

wtorek, 31 lipca 2012

Pomieszanie.

Przeraża mnie to, z jaką łatwością przychodzi mi zdrada, a brak wyrzutów sumienia przyprawia o zawroty głowy. 

Namieszałam sobie w życiu i w uczuciach.
Zależy mi na Tobie, kochanie.
Na Tobie kurwa też. Odejdź.
Zostań.

poniedziałek, 30 lipca 2012

na pół

płaczę nocą i serce bije jakby uciec ode mnie chciało. do ciebie biegnie, a ciągnie je najprzystojniejsza twarz i sylwetka jaką w życiu widziało i osiem lat więcej życia twojego ode mnie. twoja złudna niewinność i ciepło go ciągnie, śmiech i gest łapania mnie za rękę i skradziony pocałunek, gdy On obrażony poszedł gdzieś na chwilę. pierwsza z d r a d a. to słowo względne, ale czyści nie jesteśmy oboje. a ja rozmawiać z tobą całymi nocami pragnę, tak swobodni jesteśmy i dla siebie, a gdy mówisz, że spać idziemy, łzy mi w oczach stają a serce krzyczy nie! każdą sekundę bym z tobą spędzać chciała, mieć cię chociaż mentalnie i świadomość, że dla mnie jesteś i zawsze. mówisz, że być możesz i nadzieje robisz złudne, ja uciekam i mówię Ci; boję się. też się boisz, ale to już czas dla ciebie, życie nie zaczeka, a dużo już przeżyłeś, osiem lat więcej i za sobą wiele masz. podświadomie zazdrosna jestem o każdą kobietę będącą w twoich ramionach i myślach, o każdego komu poświęciłeś choć parę minut więcej - przede mną. a ja przecież Jego jestem, telefon dziś miałam, dojechał, tęskni, pali, a u mnie łzy w oczach. pamiętał. zabolała mnie ta jego dobroć, bo ja zła jestem. nic o nim nie wiesz, a on w słodkiej nieświadomości żyje, uważając że wiesz wszystko, że tylko rozmowa, że niewinnie. a nam usta do siebie uciekają i dusze. i chciałabym cię zatrzymać przy sobie, mógłbyś być moim przyjacielem. ale tylko dla mnie, dla nikogo innego. ale ja przecież nie mogę być podwójnie, serce mi się rwie w obie strony i jedyne co czuję, to ból rozrywanego mięśnia.
i choć wiem, że zdepczesz moje uczucia, a poduszka przesiąknie łzami po nas, zostanę z wyrzutami sumienia,być może przekreślę sobie związek, słowem; stanie się to co zawsze, wykorzystana będę myśląc, że to ja wykorzystuję - nie odejdę dziś, za cholerę.

* * *
w środę Kraków
zaczęłam się pakować dzisiaj, dwa dni przed przeprowadzką - cała ja
smutno mi w cholerę i płakać mi się chce, nie wiem jak ja to wszystko zniosę
po 4 jest, chyba poczekam jeszcze te dwie godziny i pójdę po fajki, cały dzień nic nie paliłam
bo mi kochanie moje fajki do warszawy wzięło

niedziela, 29 lipca 2012

taniec zmysłów

piątkowy wieczór, blask świateł i dźwięki głośnej muzyki, taniec wypełniony pożądaniem a ja tylko w Twoich ramionach i Twoja tylko, łapiesz mnie za rękę, ciągniesz mocniej i przyciągasz do siebie, całujesz namiętnie. wszyscy na nas patrzą, a jesteśmy tylko my i nikt więcej, w tłumie ludzi zapominamy o świecie i istniejemy w rytmie szybkich pocałunków. odsuwam się na moment i kręcę się, nęcę, rozpalam cię do cna, a ty patrzysz na mnie wzrokiem, który mnie rozbiera i bierze w całości, a ja cieszę się, uśmiecham i patrzę na uśmiech twój pełen pożądania. uwielbiam być twoja, gdy wszyscy na nas patrzą, a nasz świat zawęża się do rozmiarów twoich ramion. głośny oddech, potem mnie przytulasz i już nic się nie liczy. umieram ze szczęścia.
a potem z tęsknoty. nie odchodź nigdy, choć jestem zła.

czwartek, 26 lipca 2012

spotkanie po latach.

dziesięć, dwanaście, trzynaście... dużo nas, od dziecka znajomych. i piwo lepiej smakuje, papierosy wspólne, bo się skończyły. zasnąć można bezpiecznie na kolanach jednego z kumpli, a dziewczyny gratulują wszystkiego. a deszcz? to tylko deszcz, nas dużo, nic się nie stanie nam razem, pojedziemy, pójdziemy, pobiegniemy kupą ludzi.bez oporów, tematów tabu, plany i marzenia. niech to trwa, nigdy się nie kończy...
a wcześniej spotkanie z nią, dalej dużo nas łączy. i fryzjer ulubiony, prawie jak dobra znajoma. jutro zdjęcia z przyjaciółką, w piątek Oni i On. dziś mogę nawet umierać. my life is brilliant.

edit; po 3
ja pierdole, ja cie dalej kocham, po tych wszystkich latach, łzach, cierpieniach, upokorzeniach. i mimo tego, że ty mnie już nie kochasz, że ją kochasz. po dwóch latach od zakończenia nas, po ponad trzech latach od nas. i mimo tego, że mam Jego i zależy mi bardzo, nie spieprzę tego. kocham cię i nigdy, przenigdy nie wyrzucę cię z mojego serca.
oby to kurwa była chwila słabości.

środa, 25 lipca 2012

szumiące myśli

myśli-cicho myśli-huk, a to już przecież dwa lata mijają za pięć dni a może i sześć, nie ważne, dwa lata od 'czasami kochać nie wystarcza', a mi przecież wystarczyć miało, bo wierzyć umiem i kochać też umiałam, a rok mija od ucieczki mojej, przed tobą uciekłam, a może przed sobą samą? teraz jego mam, mam go i chcę kochać, ty do niej należysz. ale myśli ciche a szumiące skradły się wraz z "I hate everything about you" ale uciszam je, zabijam i w kąt chowam. i słucham naszych zespołów, które nasze już nie są, bo i nas nie ma. ale lubię i czuję to wszystko. a potem nagle wyrastasz mi z ziemi, na przystanku jesteś, a ja tuż za nim, wypalam kolejną fajkę. a wiesz, że nie paliłam, tobie broniłam, a teraz sama truję płuca. ale to dwa lata minęły, a od nas nawet i trzy ponad, pozmieniało się, przeleciało, przewinęło, pokończyło. ale widzę cię, przez ułamek sekundy nasz wzrok się krzyżuje, a potem odwracasz twarz i udajesz zajętego. zaciągam się, dym staje mi w płucach i zastyga. czuję w sobie kulę dymową, ale nie krztuszę się, nie kaszlę, nie krzyczę. wypuszczam dym spokojnie - odchodzisz. i nie ma ciebie już, jak nie było cię już rok. i zostawiasz mnie z milionem pytań i odpowiedzi i sama nie wiem czy to co czuję to jeszcze sentyment, czy to coś cholernie niedopuszczalnego jeśli chodzi o nas. chcę kochać jego, nie ciebie, bo ty nie mój jesteś. i nie będziesz już nigdy.

niedziela, 22 lipca 2012

Bez dostępu.

Brak laptopa mi doskwiera. Powoli, małymi kroczkami powróci łam do życia. I moje dni nadal przypominają trochę "dzień z życia singla", jednak kończą się długimi rozmowami z Moim Szczęściem :) Wszystko się zmienia, odzywają się osoby, o których myślałam, że znajomość skończona raz na zawsze, urywają się przyjaźnie, o których myślałam, że będą wieczne. Dużo planów, dużo pracy mnie czeka (za kilkanaście dni przeprowadzka), ale ogólnie uśmiech na twarzy.
Za tydzień widzę się z moim Skarbem, póki co muszę zadowalać się "Chcę Cię mieć przy sobie teraz..." na wyświetlaczu telefonu. On jest najwspanialszy :***

Trzymajcie się i korzystajcie z ciepłych dni misie, tęsknię!

środa, 18 lipca 2012

Praca.

Szukam pracy od sierpnia. Ogarnę już przeprowadzkę i mogę ruszać zarabiać. Póki co cienko z ofertami, ale może coś znajdę. Rozsyłam CV. Żeby trochę sobie poprawić humor wysłałam swoje zdjęcia do kilku agencji fotomodelingu. A co! Chciałabym zarobić trochę kasy, żeby bez żalu, że trwonię pieniądze móc wyjechać na parę dni z kotkiem w Bieszczady, albo gdziekolwiek. Trochę przeraża mnie wizja mojego egzaminu, który się zbliża wielkimi krokami, wszystko przez tą przeprowadzkę i to, że tutaj zacofane miasto było. Nie zaczęłam się uczyć, a misiek tak mnie do tego goni. Czasami cieszę się, że jest w stolicy, bo jakby tu był, pewnie siedziałby nade mną i wkładał nos w książki. Na siłę :-)) 

PS. No dobra, nie cieszę się. Wolałabym mieć go koło siebie i uczyć się 24/7.

wtorek, 17 lipca 2012

kto tam? kto jest w środku?

Każde Twoje słowo dźwięczy mi jeszcze w uszach. I każde tęsknię i szlag mnie trafia, bo to  jeszcze prawie dwa tygodnie. A ja do Ciebie nie przyjadę, bo mam tu urwanie głowy. Na szczęście są telefony. I słuchać mogę całymi dniami co robiłeś, gdzie byłeś, co widziałeś. Nawet Twoja nudna praca mnie interesuje. I nowa popielniczka, Twój pierwszy zakup w zapchlonej stolicy. Każde zdanie przepełnione flirtem uwielbiam. A kiedyś myślałam, że będąc w związku skończą mi się flirty... Tymczasem robię to tak intensywnie, jak nigdy. I jesteś jedyną osobą, u której nie denerwuje mnie rozpoczynanie zdań od 'musisz', 'masz', 'powinnaś', a nawet bardzo, bardzo mi się to podoba. Bo wiem, że chcesz mojego dobra i mojego sukcesu. I dla Ciebie się starać będę, powrócę do ambicji. I bardzo słodkie było to, że zabroniłeś mi iść z nim na wesele. Zabroniłeś to za duże słowo i wyolbrzymione, ale jeśli chodzi o Ciebie - lubię je. Lubię wszystko, co związane z Tobą. I możesz sobie nawet kupić te spodnie, w jakich sobie Ciebie nie wyobrażam. Bo nic nie zmieni faktu, że mam swoje osobiste 187 cm szczęścia.


chciałabym móc zanurzyć głowę
w strumieniu twojej świadomości
bezpowrotnie
chciałabym przez judasze oczu
twoich łagodnych
spojrzeć
kto tam? kto jest w środku?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Walka z dymem - porażka.

Poddałam się po 4 dniach, ale nie jest mi z tym źle. On to akceptuje, bo mnie rozumie. To najważniejsze.


brak mi Ciebie
i sucho 
pusto

cicho, jak w męczarniach

w słowach mam Cię tylko
i zdjęcie całuję przed snem
na dzień dobry pocałunek

obecność ale w myślach
i niepewne kocham
choć jeszcze na długo niewypowiedziane

sobota, 14 lipca 2012

Walka z dymem, dzień 2.

Nie płakałam, nie zależało mi, nie angażowałam się i byłam zadowolona. Nikt w żaden sposób mnie mógł mnie zranić, bo najzwyczajniej mnie nic nie ruszało.
Więcej płaczę i zależy bardzo, a poziom mojego zaangażowania przeraża samą mnie. Zadowolenie zamieniło się w szczęście. Ale szczęście wiąże się czasami z cierpieniem, takim delikatnym i subtelnym. Jest nim na przykład tęsknota.


Zaraz po pożegnaniu z Nim, obiecałam przyjaciółce, że rzucam palenie. Ona też. Palimy tylko w swojej obecności, albo na imprezach. Wczoraj nie miałam fajki w ustach. Dziś też. I gdybym miała paczkę, albo chociaż jednego, małego papieroska to bym zapaliła. Oczywiście nadal twierdzę, że nie jestem uzależniona. Palę, bo lubię. A raczej paliłam, przez ponad pół roku. Jest źle. Najważniejsze, to nie kupować fajek. Jak kupię paczkę, to ją spalę. A potem kupię następną i znowu... I nigdy z tym nie skończę. Ponoć ta największa chęć na papierosa trwa przez ok. 2 tygodnie od rzucenia. Jeszcze 12 dni. Nie wytrzymam. Ale nie chcę palić. Chcę, by on zamiast dymu papierosowego czuł moje nowe perfumy, a zamiast fajki w rękach zobaczył, że radzę sobie ze stresem i nerwami. I sama nie chcę czuć już tego cholernego moralniaka.

piątek, 13 lipca 2012

więdnę bez Ciebie, usycham

Chodzę cały dzień po domu i nie mogę sobie miejsca znaleźć. Kuchnia jest jakaś taka mniej przytulna, a sypialnia mniej spokojna. Łazienka straszy mnie swoim chłodem, mimo że zawsze była ciepła, a wszystkie inne pomieszczenia wydają się obce. Sama jestem tu jak palec. I dzwoni telefon i wołają, no chodź na piwo, chodź z nami, porozmawiać, pobawić się, bo piątek, a ja nie. I wcale mi nie brakuje głośnej muzyki, albo butelki piwa. Nawet fajek mi nie brakuje bo rzucam je przecież, bo ciągle mi wmawiasz, że to podchodzi pod uzależnienie, że palę po przebudzeniu i palę przed snem, a między tym wypalam kolejne 20 sztuk. Wiem, że ta mała fajka mogłaby trochę naprawić to wszystko i dać mi siły, by chociaż przeżyć tę noc. Ale dla Ciebie to robię, nie chcę byś musiał mówić; moja dziewczyna jest palaczką. I chodzę tu jak własny cień i powtarzam ciągle; ale jest mi smutno. Cholernie mi smutno i płakałam wczoraj, nawet Twój sms słodki nie rozjaśnił mroku. A myślałeś o mnie patrząc tam, gdzie wszystko się zaczynało. Leżałam w pustym łóżku i zimnej pościeli, a Ty na dworcu byłeś i czekałeś na autobus, który zawiezie Cię do znienawidzonego przeze mnie miasta. Wróć tutaj, przyjedź do mnie i nie wyjeżdżaj już więcej. Ja nie wytrzymam tych kilku (?) tygodni bez Ciebie, a jak pomyślę, że najbliższy rok to widywanie Cię kilka razy w miesiącu, to chce mi się płakać. Nie umiem już bez Ciebie normalnie funkcjonować.


słów jakoś brakuje
i cisza tylko dźwięczy
szafa patrzy na mnie wrogo
a łóżko niewygodne jakieś
dni szare i zbyt długie
noce zimne i mokre od łez
bez ciebie

* * *

z tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej
drążącej śpiewny owoc ciała
patrząc na samotne palce
mogę wysnuć pięć poematów
dotykając moich napiętych ust
szepczę
i słowa - rozkołysane rytmem wielkiej wody
plotą się w wiersze
mokre
bardzo słono biegną poprzez twarz

/Poświatowska/

Kocham Cię.



Kocham Cię każdą cząsteczką mego ciała. Kocham każdą moją zaletą i najpodlejszą wadą. Kocham Cię w słońcu i gdy gradem sypie. Kocham ciemną nocą i w jasność rażącą po oczach. Kocham, gdy się śmieję i gdy płaczę, poddając się zupełnie. Kocham kiedyś i kocham teraz. Kocham Cię za wszystko i za nic Cię kocham. Kiedyś chowałam Twoje pocałunki gdzieś w zakamarkach myśli i ust, by nigdy ich nie zapomnieć. Teraz chowam najmniejszy Twój oddech i najdelikatniejszy dotyk, by nie utracić ich wspomnienia. Znasz kogoś, kto rzuca się za Tobą w głęboką wodę, nie potrafiąc pływać tylko dlatego, że coś Ci odbija i nie masz ochoty walczyć o swoje życie? Czy masz osobę, która podnosi Cię nawet wtedy, gdy kładziesz się na ziemi i krzyczysz wniebogłosy, że nigdzie nie idziesz, bo nie wiesz dokąd? Czy masz kogoś, w kogo oczach odnajdujesz bezwarunkową miłość i kogo kochasz taką miłością? Jedyną osobą jesteś, którą tak mocno pokochałam. Kocham Ciebie mocniej od wszystkich, którzy są dla mnie bliscy, razem wziętych. I jeśli kiedyś powiesz - Idę, kochana. - ja pójdę za Tobą. Rzucę to wszystko i pójdę tylko tam, gdzie jesteś. Bo najważniejsza jesteś, wiesz?

a Ciebie żegnam kochany na tygodni parę
pisać o Tobie lubię i kłamać w wierszach
że rzęsy masz za długie, a oczy za niebieskie
serce za gorące, bo nauczyło mnie miłości

Dziękuję Bogu za Was. To cudowne mieć obok siebie dwie TAK WAŻNE osoby. I całujesz się na prawo i na lewo, ale nie z przypadkowymi ludźmi. Po jednej stronie masz swojego ukochanego chłopaka, a po drugiej najlepszą przyjaciółkę. I z Wami płakać mogę, upić się, śmiać i umierać. Dziś nic mi więcej do szczęścia nie jest potrzebne. Tylko bądźcie ze mną już na zawsze, bo bez Was nic tu nie ma sensu.

czwartek, 12 lipca 2012

Obyś był.



Ratujesz mnie, wyrywasz z rąk obcych i zbyt silnych jak na me kruche ciało. Całujesz delikatnie i obejmujesz jak swój skarb. A ja chciałabym być już cała Twoja, ale mamy czas, mamy mnóstwo czasu dla siebie. I z każdą minutą wątpliwości znikają, zabijasz je każdym swoim słodkim słowem. A ja spijam te słowa jak miód z Twoich ust i w końcu czuję się taka bezpieczna i taka czyjaś. Nikt nas nie poznaje, niegdyś bez zobowiązań, przygodni i korzystający z życia - a teraz idziemy objęci i patrzymy sobie w oczy. Wiesz, że zmieniłeś mnie jak dawno nikt? A ja zmieniłam Ciebie. I nawet jeśli to miałby być tylko sen, który kiedyś minie, ja chcę śnić. W sumie mogłabym tak śnić w nieskończoność. O b y ś    b y ł    t y l k o    o b o k.

środa, 11 lipca 2012

Chodź ze mną.

Wielki strach o utracenie wolności. A ja w Tobie wolność odnajduję, w pospiesznym splocie rąk i powolnym pocałunku. Gwiazdy nam nad głową spadają, a my to samo niewypowiedziane życzenie mamy. Szczęśliwy jesteś, nie tylko z powodu uczelni, ale z mojego najbardziej. I Ty mi szczęście dajesz, jakiego brakowało w tym pustym świecie wypełnionym obcymi ludźmi, obcymi ustami, dłońmi i butelkami, które wcale moje nie były, choć trzymałam je mocno. I wszystko nagle jakieś takie zakochane, romantyczne i nasze jest. Dni nami wypełnione, zaplanowane. Ale spieszyć się trzeba, bo wzywa Cię zapchlona stolica, której już zawsze lubić nie będę, bo mi Cię zabiera. Kilka dni tylko dla nas, a potem walka o coś, co może przetrwa, a może wypadnie nam z rąk. Poważny krok dziś uczyniłam, zrywam z tym co do tej pory było dla mnie codziennością, mówię im; czyjaś jestem, a nie wasza i dostępu do mnie nie macie. I nie odpowiadam na wiadomości flirtem wypełnione i nie oddzwaniam, nie odbieram, nie idę. Twoja dziś jestem i mówię Ci; nie żałuję, bałam się, że coś stracę, a zyskałam coś o wiele cenniejszego. Szaleć można także we dwoje, ale w wielkim tłumie obcych rąk miłości nie znajdę. A wiem, że razem jej poszukamy. Nad Wisłą jej poszukamy:)

poniedziałek, 9 lipca 2012

pierwsza osoba liczby mnogiej

Twoja być zaczynam, tak oficjalnie i za rękę miastem, zakaz-wyrzeczenie, z własnej woli podjęte, a idę potem w tłum ale niedostępna, niewidzialna, za zasłoną uczucia, bo Twoja jestem i niczyja inna i wierność mnie dopadnie i zobowiązanie zaskoczy, ale chcę, ale lubię, a Twoje oczy tak obce-nie-obce, bo patrzeć się w nie boję i jeszcze uciekam, chowam się i zamykam, rozmawiać nie umiem, śmieję za dużo i mówię nieskładnie, jeszcze nie kocham a lubię Cię bardzo, bo to kocham-nie-kocham nasze jest, ale przywiąż mnie do siebie, oznacz i podpisz; moja, jedyna, niedostępna dla innych

9.07.2012

czytam swoją poprzednią notkę, o ironio, i uśmiecham się serdecznie!

niedziela, 8 lipca 2012

Dzień z życia singla.

Zainspirowana twórczością Kominka stwierdziłam, że przedstawię u siebie swój dzień z życia singla. To tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś mi odbiło i weszłabym w jakiś związek - wtedy na pewno jeszcze raz przeczytam ten post i 'zerwę kajdany' ;)

12:00 Przekręcam się z boku na bok. Otwieram oczy - widno. Jakieś ptaszki ćwierkają. Przekręcam głowę w bok; paczka fajek, butelka po jakimś piciu, niedojedzona pizza, ubrania i torebka. Zamykam oczy. Przecież mam czas.

14:00 Wypadałoby wstać. Bo tyłek mnie boli od leżenia. Wstaję i w koronkowych majtkach i bluzce bez stanika idę do łazienki. Powoli i spokojnie. Przecież mieszkam sama, więc przed kim mam się wstydzić?

14:30 Ktoś dzwoni. O, przestał. Gdzie ten telefon? Patrzę na wyświetlacz: 15 nieodbieranych połączeń i 8 wiadomości. Rzucam telefon na łóżko i idę coś zjeść. Robię kawę, dzisiaj bez mleka, bo zabrakło, a nie mam ochoty iść do sklepu. Jem jakiegoś tosta i wczorajsze laysy. Niezdrowa żywność? A co mnie to obchodzi.

15:00 Odbieram w końcu telefon. Kumpel dzwoni. Lecę do łazienki, sięgam po kosmetyki. Są tu gdzie zawsze - porozrzucane wszędzie - w końcu nikt mi ich nie przestawia, bo mieszkam sama. Idziemy na fajkę. A potem na piwo. Nigdzie mi się nie spieszy, bo i nikt na mnie nie czeka. Przyjeżdża drugi. Jedziemy przejechać się motorami.

17:00 Wypadałoby zjeść obiad. Zamawiam pizzę i zapraszam przyjaciółkę. Dzienna dawka czułości - słodkich słówek, przytuleń i buziaków - zaliczona. Obgadujemy kilka szmat, pijemy wino i rozmawiamy o książkach. Nikt nie marudzi, że gadamy o głupotach. Wychodzi. W drodze do swojego domu dzwoni do mnie. Gadamy jeszcze dwie godziny. Nikt nie narzeka, że siedzę na telefonie. Bo i kto? Dzwoni kolejna koleżanka. Żali mi się, że jej się w związku nie układa. Słucham z przymrużeniem oka. Rozłączam się. Udaję, że zasięg mi padł.

20:00 Wychodzę do pubu. Oglądam mecz z kumplami. Pijemy kolejne piwo, w przerwie palimy fajki. Całą paczkę. Nikt mi nie mówi, że to niezdrowe i nikt nie komentuje głupio. Odprowadzają mnie pod dom.

23:00 Dzwoni jeden z moich kumpli na raz. Zaprasza na dyskotekę. Biorę prysznic i jedziemy. Dawka namiętności zapewniona na całą noc. Po jakiejś godzinie go zostawiam i wtapiam się w tłum. Poznaję jeszcze kilku gości, którzy stawiają mi drinki i noszą na rękach, bo nogi mnie od szpilek rozbolały.

4:00 Wracam do domu. Nie będę się teraz kąpać, zrobię to "rano". Przecież i tak śpię sama, zrzucam sukienkę i szpilki, wywalam w kąt i idę spać. Oczywiście nastawiam bardzo głośno radio, bo lubię spać przy muzyce. Czy komuś to przeszkadza? Bo chyba nie komarowi, który lata mi koło nosa. Jeszcze przez chwilę analizuję wydarzenia dzisiejszego dnia i zapadam w głęboki sen. Nie spieszy mi się, bo i gdzie? Przecież mogę spać, ile chcę.

Bez wyboru.

Bliskość. Pomieszanie zmysłów. I świdrujące z głośną, dudniącą muzyką; poczuj coś. Wszystko stało się czystym sportem i nie ma w tym odrobiny magii. Patrzysz w oczy, które są w stanie Ciebie pokochać, są zaintrygowane Tobą i pochłaniają Ciebie szybciej niż Ty muzykę - i nie czujesz nic. Zupełnie nic. Kolejny papieros przerywa ten taniec, w którym Ty chcesz się wyrwać, a on wpatruje się w Ciebie jak w obrazek. Jeszcze tylko bar, jeszcze barman i poderwij go, przecież jest Tobą zainteresowany, przecież przystojny jakich mało, przecież jesteś wolna. A potem długi odpoczynek i cholerna świadomość do niezdolności utrzymania magii. Szybkie zbliżenie ust, zwiększone tempo, czasami nawet serce zabije Ci szybciej - czyste pożądanie, zero uczucia. Dlaczego? Czy można oduczyć się kochać i czuć coś wyjątkowego, na rzecz przyjemności? 
A potem dowiadujesz się, że tamten się boi, bo on Warszawa, Ty Kraków, a to przecież kilometry są, autobusy są, ale co tam autobusy, odległość się liczy, a my nie wierzymy w związki na odległość, albo tylko tak sobie wmawiamy, bo wygodniej jest się rozstać niż o to walczyć. A on boi się Ciebie i tego co powiesz. A przecież coś czuje, coś chce. Ale powiesz mu o tym, przełamiesz się i powiesz, że czujesz także jakiś dziwny ucisk w sercu i radość nieokreśloną będąc przy nim. I nawet ubrudzonego sosem możesz go widzieć, pijanego, złego, radosnego i niepoważnego też i wcale Ci to nie przeszkadza. Czy to znak, że coś jest? 
Tutaj znowu was za dużo, o dwóch nadwyżka, a ja jedna, sama jestem. I proszę, nie każ mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle.

piątek, 6 lipca 2012

krakowska błogość

przemierzając po raz setny karmelicką, długą, królewską i floriańską oddycham ciepłym powietrzem, słuchając pozytywnej muzyki i nie mogę uwierzyć, że za kilkadziesiąt dni tam będzie mój dom
od zawsze czułam się tam jak u siebie, marzyłam, pragnęłam i jak zwykle - spełnia się
spędzam cudownie czas, załatwiam wszystko jak trzeba w tempie błyskawicznym, poznaję uprzejmych i wspaniałych ludzi - fenomen mojego życia mnie zadziwia
jestem cholernie szczęśliwa z tym, co już mam

środa, 4 lipca 2012

wyśmianie ogólne

śmieję się z was strasznie, z waszych słów-nie-słów, z poetek pseudo o ambicjach większych niż moje piersi powiększone kiedyś
idź pan w chuj z radami, komentarzami i opiniami, idź pan w chuj z dziadostwem
myślała szmata, że jest jedwabiem

zostawiam to w chuj, do krakowa jadę, spotkam ją i spojrzę jej w oczy może nawet
a dzisiaj (uwaga, hejterzy-cnotki-niewydymki) randkę miałam, z panem z imprezy
wpadł
zatopiony

edit; przed 23
ponarzekam sobie, a co. w końcu jestem u siebie
1. 'nie napiszę do niego, bo jestem dziewczyną' - no i co kurwa z tego, że nie masz jaj i tegoczegośdyndającego między nogami? czy to czyni cię lepszą, jakąś królową? a może nie chcesz pisać, bo się narzucasz? a facet to może, tak? a to bierz takiego durnia wypisującego do ciebie co pięć minut, jak chcesz mieć w domu frajera, nie faceta
2. 'kocham go, minęły 3 lata odkąd mnie rzucił, ale nadal go kocham. będę na niego czekać, na zawsze. jestem zdolna do miłości, ach!' - idź i się powieś. albo lepiej - zrób to na romeo i julię. chcesz? mam trochę denaturatu w domu to ci pożyczę. nie musisz oddawać.
3. 'nie będę szaleć, bo co za dużo to nie zdrowo, trzeba mieć umiar. cierpienie uszlachetnia' - to idź na klęczki i przed kościół, zedrzyj z siebie co masz i cierp. asceci wymarli w średniowieczu. (to jakieś kilka wieków temu, ale chuj z tym, no nie?)
4. 'mam dość, idę się zabić, moje życie nie ma sensu' - to idź i się pierdolnij z mostu, bo cię słuchać nie mogę.
5. 'patrz jaka dziwka, całuje się co tydzień z innym, pewnie niejeden ją przeleciał' - widziałaś to na własne oczy? nie, bo jedyne co widzisz, to twoja pryszczata twarz w lustrze i fałdy tłuszczu wylewające się ze spodenek. jakby cię chcieli, to pewnie też byś się lizała
6. 'ona ma wyjebane? ona? tylko udaje, a pewnie po nocach ryczy' - Polska, tutaj boli, jak komuś się powodzi, prawda?
7. 'jak ona mogła dać mu swój numer?! w dodatku sama go podrywała? pierwsza?!' - o matko, co to się dzieje. o popatrz, XXI wiek mamy, jaka szkoda, że ty jeszcze neolitu nie opuściłaś
8. 'jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma' - jak się jest ofermą życiową, to trzeba sobie wmawiać, że dobrze, że zadowalam się tym, co mam. to ty się zadowalaj w nędzy, a ja skoczę do banku po kolejną stówkę, bo mi na chipsy brakło
9. 'ona jest taka niedojrzała, nie kocha, robi co popadnie, gdzie popadnie' - kłaniam się wszystkim DOJRZAŁYM cnotkom niewydymkom, które na widok gołego faceta się czerwienią i nie wiedzą co to pocałunek francuski. bo na filmach to się nazywało inaczej. dojrzałe jesteście, że hej, kochacie swoje życie dewotek
10. 'jesteś cudna, wspaniała, pięknie piszesz' - a weź się porządnie najeb i przestaw parę liter, a sama będziesz Szymborską. nie wiesz, że każdy poeta jarał zioło?

pozdrawiam razem z moimi koleżankami, metaforą i ironią
fajne jesteśmy, wręcz nierozłączne

wtorek, 3 lipca 2012

rzeczy-nie-rzeczy

Pola. Gdzie jesteśmy? A gdzie droga się podziała? Chyba uciekła, zwiała mi spod stóp. To nic, pójdę trawą, natura jest piękna. A to płot? Nie-płot. Ale olej po całości. Nie przejmuj się, wyklucz i wymaż. A tam okno było, ale drzwi stoją. Otworzone, gdzieś tam trawa, a Ty mówisz, że okno. Śmieję się do Ciebie, z Ciebie i z okna-nie-okna, którego nie ma. A może i jest. A potem trzymaj, to piękne miasto jest nocą. I pełnia i tęsknota jakaś taka bardziej uciążliwa. Czujesz te cząsteczki, które wprawiają w wibracje moje ciało?
W e ź        m n i e        p r z y t u l,        b o        s i ę        r o z p a d n ę.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Hang on.

Zawsze chciałam całować się w deszczu. Jako mała dziewczynka naoglądałam się komedii romantycznych, gdzie chłopak daje swoją bluzę dziewczynie, patrzą sobie w oczy i się całują. Albo pada deszcz (!), a oni nie zważając na świat całują się w nim namiętnie, cali mokrzy. Wiecie co? Marzenia się spełniają. Każde ;)

Trochę jak z bajki mam to życie, ale od jutra biorę się za siebie, załatwiam co trzeba i wyjeżdżam na kilka dni do Krakowa, bo jak nie zacznę ogarniać, to nigdy tego nie zrobię.



Hang on when the water is rising
Hang on when the waves are crashing
Hang on just don't ever let go

niedziela, 1 lipca 2012

Nie umiemy wciąż pokonać strachu przed samotnością, dusi nas makrokosmos.

Ten drugi robił wciąż źle mimo wiedzy że go straci
Taka ludzka natura że możemy mieć dobry przykład
A i tak potrafimy tylko źle wybrać
Robimy mnóstwo błędów tracimy głowę dla zmysłów
Chcemy być coraz mocniejsi, myślimy że to droga mistrzów

klik



Emocjonalny zastój, dysonans myśli. Jedyne normalne chwile na imprezie. A powrót do domu jest jak katorga. Dlaczego już, jeszcze nie, potem, za godzinę, ewentualnie jutro. Bo tutaj już u siebie wszystko jest takie szare. Ulubione czekoladki nie smakują, a kawa jakaś taka gorzka dziś. Przestałam ostatnio pić kawę, wiesz? To głupie, gdy kawę zamienia się na piwo, ale zawsze to jakiś sposób. Kawa na piwo, a przyjaciele na znajomych. Kilku ludzi się pozbyłam ze swojego życia ostatnio. I nadal nie wiem do czego dążę, czego chcę. Wykańcza mnie ten świat, to życie pełne napięcia. Jest dobrze tylko wtedy, gdy coś się dzieje. To tak jakby czuć szczęście podczas sztormu, a podczas spokoju popadać w depresję. Depresja jest o tyle bardziej uciążliwa, gdy nie masz nawet komu się nią pochwalić. To zabawne, mieć najlepszych przyjaciół, chęci do skakania za nimi w ogień, a zero rozmowy. To rozmowa jest kluczem ponoć. Kiedyś powiedział mi, że chce rozmawiać, a rozmową ugasił najmniejszą iskrę magii jaka między nami była. Od tej pory nie lubię rozmawiać. Kiedyś godzinami potrafiliśmy dzielić się ze sobą tym, co nas gryzie, męczy, boli i cieszy. Teraz streszczamy się w jest ok, albo szkoda gadać. To zabawne jak bardzo się zmieniliśmy, choć wszystkie rzeczy pozostały takie same. Są Ci co byli, tylko wiary jakoś mniej. Od pół roku żyję bez Boga. Średnio mi z tym dobrze. Jakieś osiem miesięcy temu jeszcze gdzieś tu był, próbowałam rozmawiać z nim i wysłuchać przez pisma, ewangelie, czy kazania. Raz odwiedziłam go nawet wyznając swoje winy przez kratki drewnianego konfesjonału. Nie odpowiedział mi. Jeszcze kilka połączeń bez odzewu i rzuciłam to wszystko w kąt. Przypuszczam, że potem to on nie mógł się do mnie dodzwonić, bo albo zajęte, albo skrzynka pełna. Przecież jestem taka zabiegana... Dziś znam go tylko z opowieści, albo ze wspomnień. Bo kiedyś, w najtrudniejszych chwilach był ze mną. Kim jest osoba, która była z Tobą, ale odeszła bez słowa? Czy zasługuje na szacunek, na pamięć? Jego tu nie ma. Tu jest tylko szaleństwo. A poza nim czarna rozpacz. Niezdolność do poświęceń, do uczuć, do czegokolwiek dobrego. Obojętność i ignorancja. Ona chroni mnie przed światem, ale nie przed sobą. Powolna autodestrukcja. I albo wyrwę się z tego, albo umrę powoli tu, gdzie jestem. Nie cieszy mnie przeprowadzka, nie cieszy mnie nic. Zostawię tu dziesiątki ludzi, bez których nie znaczę nic. Którzy są moim drugim ja, choć obiektywnie nic nas nie łączy. Razem tak wiele choć obiektywnie prawie wcale, ale piękna jest każda chwila spędzona razem. Odejdę, pomacham i pojadę w chuj. W sumie ucieczka to to, co robię ostatnio najlepiej. Uśmiech, skradziony pocałunek gdzieś między misiem, a kochaniem i w nogi. Każdy sposób jest dobry, by uniknąć cierpienia. Tylko jak długo jeszcze będę uciekać. Ona mówi mi, że boję się związku; odrzucenia, że nie wyjdzie, zranienia... A ja po prostu nie chcę utracić wolności. Zachłysnęłam się tą wolnością i czuję się w jej ramionach jak narkoman. Chcę więcej i więcej, przekraczam granice, które kiedyś były nie do pomyślenia. Pierdolę bez sensu, bo miało być dzisiaj zielone i wielki chillout, a chuja z tego wyszło, bo nawaliłam. A mówili; kup lufkę, bo w niedzielę wszystko pozamykane.

edit; koło 17
jak Ci źle skręć sobie jointa i po sprawie, wyruszamy się wyluzować

sobota, 30 czerwca 2012

Wieczna impreza.

Domówki są fajne, a to co na nich wynika jeszcze lepsze. Przeszłam samą siebie, w sumie oboje przeszliśmy. Fajnie jest się złączyć tak na miesiąc, choć wiem, że to zasługa tego, co spożyliśmy przed. Koledzy. Jakieś koleżanki. Pizza. Mecz. Zimne piwo. Dużo fajek. Wieczór. Potem noc. Muzyka. Taniec. Można poczuć szczęście w takich chwilach. Dodatkowo ta bliskość nasza choć absurdalna. Czasami nawet absurdy są fajne. Powroty, gdy robi się już widno. A rano trzeba wstać, bo bank, bo papiery, bo sprawy do załatwienia.
A wieczorem znów odbijanie sobie. Ciasny klub, dużo ludzi. I zawsze ten sam schemat. Od zawsze ciekawi mnie fakt, jak ludzie dobierają się na dyskotekach. Przychodzi Ci kilkaset ludzi i dziwnym trafem każdy na jedną noc znajduje swoją 'drugą połówkę'. No, chyba że siedzi i nic nie robi. To Ci, którzy myślą, że są porządni, a tak na prawdę chuja wiedzą o dobrym życiu i korzystaniu z niego. Ale z takimi ja nie trzymam. Od dawna zaczęłam usuwać ze swojego życia niepotrzebnych mi ludzi. Sukowate, wiem. 
Tym sposobem znalazłam Ciebie i podobało mi się, że nie przeszedłeś do konkretów. Sympatycznie i kulturalnie ten wieczór spędziliśmy. 
A dzisiaj raczej znów odpuszczam imprezę, bo ludzie nawalają. Chyba nie ma drugiej osoby takiej jak ja, która jest gotowa coś robić zawsze. Róbmy cokolwiek, tylko nie siedźmy bezczynnie. Nie ma nic gorszego od nudy i monotonii. Chujowo tu jest.

środa, 27 czerwca 2012

Odnalazłam się przez moment.

Jeden. Dwa. Trzy. Koledzy z dzieciństwa. Drzewa. Trawa. Przyroda. Nic-nie-robić-leżeć-w-trawie-chłodne-piwko-w-cieniu-pić-spalić-fajkę-potem-drugą-gołym-i-wesołym-być. Nie lubię dziewczyn. Dziewczyny są do bani. Wszystkie są fałszywe. Jak jesteś to Cię na rękach noszą i całują. Znikniesz na parę dni i się zaczyna. Tym razem kolejne nowości. Więcej o mnie wiesz niż ja o sobie, koleżanko. Jeden. Dwa. Trzy. Z nimi jest weselej. Wczoraj tamci, dzisiaj Ci. Nigdy sama. Tu i tam. Bycie sobą totalnie. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek uda mi się odnaleźć samą siebie siedząc w trawie i pijąc piwo z kolegami z dawnych lat. A jednak.

edit; po północy
mecz w pubie z kolegami, w przerwach fajki
czego chcieć więcej do szczęścia?
nienawidzę suki, dawno nienawiści nie czułam


WYŁĄCZCIE SOBIE TEN CHOLERNY ANTYSPAM, BO TAM GDZIE GO ZNAJDĘ NIE SKOMENTUJĘ, NIESTETY

Nie-bycie nasze słodkie.

Trzej. Fajni. Sprawdzeni. Od zawsze. Sama. Procent leci. Luz. Pizza. Za ostro. I buziak na pożegnanie. I jeszcze przytul. Pogłaskaj. Dobrzy kumple, dobrzy. Jak dziewczyny są sukami, to chociaż faceci okazują się ok.
A potem Ty i słowa się zaczynają. Wylewają się z Twoich ust strumieniem. Denerwujesz się, trochę drżysz. A może Ci po prostu zimno? Tak dziś wieje. Przytuliłabym Cię teraz, wiesz? Teraz, jak jesteś taki bezbronny i denerwujesz się jak mały chłopczyk, a Twoje oczy są bardziej niebieskie niż zwykle. I chyba się świecą. A więc mówisz, że bardzo mnie lubisz i nie spodziewałeś się, że tak się to potoczy? Mówisz, że całe dwa tygodnie nieobecności w moim życiu myślałeś o mnie nieustannie? Skarżysz się, że zrobiłam Ci wielki bałagan w życiu i narzekasz. Że daleko, że Warszawa-Kraków, że między 11-17, albo innymi dniami, których nie mogę zapamiętać i się złościsz. A połączenie jest dobre, bo pociągi, bo autobusy, bo odległość serc się liczy. Motasz się, zadaję pytania, śmiechem odpowiadam na Twoje wątpliwości. Coś mówię, odpowiadam sylabami, mruknę pod nosem i zamilknę. Nie umiem rozmawiać. A potem idziemy tam, gdzie wszystko się zaczęło. Zbliżasz się, a ja uciekam, choć sama nie wiem czemu. I tak mija nam minuta za minutą, wloką się godziny. Ale nam dobrze. I znowu usta się łączą i serca jakieś takie weselsze. Tak mi dobrze, niech tak zostanie. Ale się urwie-nie urwie. Obiecujesz, że przyjedziesz. Że nie zapomnisz, że się nie urwiemy, nie skończymy. Chcesz ze mną być, ale wyjazd. Więc pozostaje nam nie-bycie. Gdybyśmy poznali się odrobinę wcześniej, gdyby wcześniej to piwo było i ta brudna klatka i winda tylko nasza szalona. Ale czas o nas zapomniał i nigdy na nas nie zaczeka. Nie jest nam dane być razem teraz, choć gubisz się i masz wątpliwości milion. Ja jakaś spokojna taka jestem, bez emocji mówię, choć gotuje się we mnie gdzieś w sercu. Wybucha teraz. Masz takie piękne błękitne oczy, a mój syn ma mieć brązowe. I mąż, ale męża mieć nie muszę. Ale gen dominujący. I tłumaczysz mi, choć tylko geograf z Ciebie marny jak i ze mnie matematyk przyszły niedoszły. Będzie miał brązowe. Więc mogę Cię mieć ze sobą na zawsze, wiesz? I pójdziemy razem do piekła i cieszymy się strasznie. Ale tam się siedzi na zawsze, wiesz? Nie ma stamtąd ucieczki. A więc skazany na mnie będziesz. Chcę być skazany na Ciebie na zawsze. A potem przytulasz jak nigdy i mówię, że tory niebezpieczne, że trzeba uciekać, że nam nie wolno się rozczulać, że tylko sport. A Ty mówisz, że niebezpieczeństwa pragniesz ze mną. I całuję Cię pierwszy raz, nie czekam na Twój ruch jak zwykle. I cieszysz się i mówisz, że znów zyskuję w Twoich oczach. I wiem, że pokaźnych rozmiarów już w Twoich oczach jestem lecz zblednę za tygodni kilka, może dni. 
Wiesz Kochany, zabiorę Cię na łąkę i wezmę za rękę i powiem Ci. Powiem, że na dni kilka będę tylko Twoja, a Ty mój. Będziemy cholernie szczęśliwi, powiem do Ciebie Kochanie, a Ty posiądziesz mnie całą. Zanim pojedziesz do tej swojej stolicy zapchlonej pięknej i wielkiej połączą się nasze serca. Jeśli nie możemy być na zawsze bądźmy choć na parę dni i zapamiętajmy to do końca. A nuż za kilka lat nasze drogi znów się zejdą i nie tylko serca będą razem na zawsze, i to, co nas będzie łączyć, to nie tylko wspomnienia? 

A Ciebie panie, Ciebie mętlik męczy i przepraszasz i źle Ci. Ale ona jest od pięciu lat, ja od dni dziesięciu. Ale pożegnam się z Tobą, skradnę pocałunek. Dla Ciebie będę na godzin kilka, ale zapamiętasz mnie dobrze. Ja nie jestem zła i ogólnie dostępna. Ja tylko chcę sprawiać, byście byli szczęśliwi. Przecież nic o sobie nie wiecie. A ja nic o sobie nie wiem.

edit; środa
przeczytałam dziś przypadkiem post o mnie, u pewnego pana
jak można nazwać kurwą kogoś, kogo zna się tylko ze słów? żyjemy w kraju bez tolerancji, bez rozumu
dedykuję Ci UwG piosenkę Eldo-Mędrcy z kosmosu, a następna randka i pocałunek z nowym facetem też wykonam z myślą o Tobie, chuj Ci w dupe;)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Błaganie.

Przyjdź tutaj i mi pomóż. Wyrwij mnie z objęć tej przemocy psychicznej i przerwij, ucisz ten krzyk, między kurwą a jebaną dziwką. Zamknij te usta bijące mnie po twarzy i kopiące po całym ciele – chociaż tylko słowem. Przytul moje poobijane od wewnątrz ciało, posiniaczoną duszę i krwawiące serce. Obejmij ten trzęsący się wrak człowieka, ujmij w dłonie spuchniętą twarz. Otrzyj miliony łez spływające po mojej twarzy. Przerwij to, bo umieram. Z każdym dniem umieram coraz bardziej i zatapiam się w agonii. Każde słowo coraz szybciej we mnie uderza, pociski słów przeszywają mnie na wskroś. I skulam się w sobie, zamykam i leżę jak zbity pies. Poduszka jest mokra, a w drzwi uderzają jakieś przedmioty. Wiązanka diabelskich słów skierowanych w moją stronę. Przyjdź, kimkolwiek jesteś i błagam, pomóż mi bo umrę. Albo z rozpaczy, albo z przedawkowania. Czegokolwiek.



edit; przed północą
ma dziewczynę. ten z dyskoteki (i od auta nocą). od 5 lat. kurwa, po co to było, po co... nie wierzę. przyznał się chociaż. ;] kurwa...

Między pomiędzy gdzieś...

Kartki z kalendarza wyrywam tylko dla zasady. Chowam je gdzieś do szuflady, nie wyrzucam. Zupełnie tak, jak ostatnie wspomnienia. Chowam gdzieś w zakamarkach mojego zaśmieconego umysłu. Śmieci wypadają z szuflady, gdy ją otwieram. Myśli wylewają się z głowy na poduszkę, gdy tylko zamknę zmęczone powieki. Dni przeplatają się ze sobą jak kosmyki włosów w uplecionym przez kogoś warkoczu. Jeden; intensywny, wesoły i pełen beztroski. I ten następujący zawsze po nim, niemal jak noc po dniu; dzień, w którym jestem jak własny cień, nie mam na nic sił i jestem, ale jakby mnie nie było. Już dawno nauczyłam się żyć w ten sposób. Akcja - reakcja. Zabawa - zapłata. Podczas dni chronicznego zmęczenia baczniej obserwuję świat, ale jakby przez mgłę. I widzę. Małolaty tracące dziewictwo w wieku, w którym ja traciłam mleczne zęby. Alkoholicy w wieku, w którym moją największą atrakcją było boisko i lody z przyjaciółmi. Papierosy tam, gdzie u mnie były kolorowe lizaki z odpustu. Patrzę i mam mieszane uczucia. A niech robią co chcą. Tylko ku czemu to zmierza? Za chwilę patrzę na siebie sprzed paru lat i na siebie teraz. Totalna destrukcja, odrodzenie, renesans osobowości.

Ile człowiek musi przejść, by poznać swoje prawdziwe oblicze? 
Jak wiele błędów popełnić, zanim powie sobie; taki jestem i nie chcę się już zmieniać.

Interesujące zjawisko;
rozmawiam z dobrym (?) znajomym, choć o wiele starszym
On: Z każdym facetem rozmawiasz tak jak ze mną?
Ja: To znaczy jak?
On: Flirt.

Interesujące. Z każdym tak rozmawiam, ale z nikim nie flirtuję. Nie celowo.

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozmowa jest kluczem.

Boję się szybkiej jazdy, trzeba mnie przytulić. A może ja... ja bym mógł? Przecież Ty nigdy mnie nie przytulasz. Właśnie to zauważyłem i się nad tym zastanawiałem. Bo widzisz... Przytulanie i inne czułości prowadzą na bardzo niebezpieczne tory. Zauważyłam, że unikasz tych torów jak ognia. Całowanie przecież to tylko sport. Wiesz? To fakt. Od dłuższego momentu unikałem takich torów i do niedawna szło mi całkiem nieźle... Co chcesz przez to powiedzieć? Musimy porozmawiać.

Pan od piwa sobie o mnie przypomniał po dwóch tygodniach nieobecności w moim życiu i przypadkowym spotkaniu w parku, które zakończyło się z moimi znajomymi, na imprezie, a potem ze mną na łące. Czego on chce i dlaczego akurat teraz?

sobota, 23 czerwca 2012

Jaki ten świat mały.

Wczoraj jeden M. ugadał się z drugim. Ten cham M. najgorszy poznaje moich znajomych i im o nas opowiada. Po co?! Dowiedzieli się, że z obydwoma coś... coś. Pogadali sobie o mnie. Jaki cyrk, dobrze że tam mnie nie było, jeszcze gdybym była z K. i byłby A. to byłby cyrk na kółkach. Tylu facetów, z którymi kręciłam/kręcę. Jakby się o mnie zgadali... W ogóle z kim ja bym bawiła? A raczej - z którym?
A pani przyjaciółka od byłego ładne plotki o mnie rozpowiada. Ze mną się nie zadziera, za swoje słowa trzeba brać odpowiedzialność. Pięść już mi się zaciska, załatwię tę sprawę z dziewczynami w tym tygodniu. 
Kurwa mać, za mały ten świat na tyle romansów. Chyba powinnam całować się za każdym razem z facetem z innego kraju, może by nie wyszło, że co tydzień bawię się gdzie indziej.

edit; przed 3
coraz więcej ludzi wie o moim wyjeździe na stałe. wszyscy reagują tak samo; niedowierzanie, zaprzeczenie, złość, w końcu łzy. nawet on, który widział mnie kilka razy w życiu, rozmawiał parę razy, jest znajomym. rozpłakał się. kurwa jego mać. dlaczego?

piątek, 22 czerwca 2012

Spełnione marzenia.

Spełniam swoje marzenia. Wzloty, odloty, zaloty. Całowanie w windzie z kimś, kto mnie pociąga. Spędzenie z nim przyjemnie czasu w wielkim wieżowcu, na szczycie, gdzie z okien widok na panoramę miasta. Poznanie kogoś i zrobienie wszystkiego na co mam ochotę - szaleństwo. Poznanie kogoś na dyskotece, dziki taniec i miła kontynuacja. Wspólne palenie, gdzie on pali, a ja ciągnę wprost z jego ust - i nawzajem. Leżenie z nim na łące, całowanie się pod drzewem i dzikość w plenerze, nad nami cudowne niebo z pięknymi chmurami. Beztroska. Picie piwa w plenerze z paczką dobrych znajomych i z nim, tak by miał dobry kontakt z moimi przyjaciółmi. Totalny odlot z dobrymi ludźmi. Szybka jazda dobrym autem ciemną nocą z nim. Dzika przygoda z tyłu samochodu z kimś o  pięknych oczach. Wychodzenie o nieokreślonych porach, chodzenie w dziwne miejsca i jeżdżenie stopem gdzieś daleko. Wyjazdy do innych miast, zwiedzanie, całowanie się wszędzie gdzie się da. Dzikie przygody w ubikacjach, na klatkach schodowych, na ławkach. On, który przytuli mnie gdy obrażę się na żarty i nazwie mnie swoją małą. Szalone smsy z imprez z najlepszą przyjaciółką. Długie rozmowy o seksie, masturbacji, trójkątach - bez ograniczeń. Ja to wszystko sobie spełniam, tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu zaledwie dwóch tygodni... I byłabym cholernie szczęśliwą dziewczyną, gdyby on to była jedna osoba, nie kilka.

Miałam byś dzisiaj na imprezie. Trzech czeka na mnie z niecierpliwością, pewnie dużo by się działo. Zostałam i wyrywam sobie włosy z głowy z tego powodu, kurwa jego mać. Abstynencja do niedzieli, aż się spotkamy i upiję się jego ustami. Bo JEGO ustami upiłam się wczoraj, całkiem przypadkiem. Znowu ich dwóch na raz.

* * *

Gdybyś był, a nie bywał
Raz na jakiś czas
Byłabym wreszcie czyjaś
Nie bezpańska, aż tak

środa, 20 czerwca 2012

Bezsenność.

Wszystko mnie boli. Każdy mięsień ciała mi się sprzeciwia. Znów po północy, a tutaj pusto. Za gorąco. Za samotnie. I potrzebuję cholernie jakichś silnych ramion, które by mnie objęły. Pełno dziwnych rozmów, aluzji, uśmieszków, propozycji. I nawet za pół godziny by mogły być tu jakieś tymczasowe ramiona. Na chwilę, na noc. A ja kurwa chcę bezpiecznej przystani tylko. I kurwa znowu zadłużyłam się w niewłaściwym facecie, bo mnie szlag trafia, że od 24 godzin nie zamieniłam z Tobą słowa. A znamy się kilka dni... Pasujesz mi, wiesz? Pasuje mi w Tobie wszystko, co już znam. Mógłbyś zostać u mnie na dłużej, ale dzieli nas to cholernie dzielące "jestem młody, jestem młoda, chcę się wyszaleć". Oboje chcemy i się miniemy, choć spotkanie dane nam było całkiem przypadkiem. Chodź tutaj i weź mnie kurwa w ramiona, przyciśnij tak mocno do siebie, całuj jak opętany i rób, rób ze mną co tylko chcesz.


edit 20:30, środa
odezwał się, odezwał się, odezwał! "co dziś robiłaś" od niego brzmi cudownie, a pytanie o spotkanie sprawia, że od kilku minut nie przestaję się uśmiechać, głupia!
edit po północy
czekał cały dzień, aż się odezwę i nie wytrzymał - jestem słoneczkiem i myszką, no i mnie lubi, ma też motyle w brzuchu jak ze mną rozmawia
jak ja uwielbiam facetów, którzy coś wypili - wszystko ze mną ok?
jeszcze później
MOGŁABYM SIĘ W TOBIE ZAKOCHAĆ

wtorek, 19 czerwca 2012

Niedobory.

Ławka. Szkło. Butelka. Kapselek. Niebieskie. Artykuł. Zabronione. Publicznie. Dokumenty. I ich brak. Ostrzeżenie. Jasne. Zmiana.
Dzień upłynął przy dźwiękach przewracającego się szkła i strzelającego kamyczka w zapalniczce. Był, ale jakby go nie było. Przeżyty, ale jakby życia w nim zabrakło.

Choruję na chroniczny niedobór Ciebie.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Niczyja.

Dziwka nigdy nie całuje swoich klientów podczas seksu. Niczyja nigdy się nie przytula podczas całowania. Ta pierwsza sieje sama w sobie spustoszenie, ale ma z tego pieniądze. Ta druga sieje spustoszenie w swojej duszy lecz ma z tego satysfakcję i przyjemność. Niczyja chciałaby usłyszeć od kogoś "jesteś moja", ale nie potrafi kochać. Jak przyjąć czyjąś miłość, skoro samemu nie potrafi się nią darzyć? Każde "kocham" ma swój termin ważności, po którym wygasa, jak umowa z telewizją kablową. Kończy się czas, kończy się kochanie. I od nowa, kolejne umowy. Wszystko na zasadzie biurokracji i zysków. Ty mi coś dajesz, ja daje Tobie coś w zamian. Czerpiemy obopólne korzyści. Straty również ponosimy, ale nie wolno nam mówić o nich na głos. Chciałaby kochać, ale przyciąga takich jak ona - muszę się wyszaleć, mamy czas. Zaczyna odczuwać znużenie, potrzebuje stabilizacji.
Spotkanie, niewinność, szaleństwo, wariacja. B e z   z o b o w i ą z a ń. Niczyja się w to wszystko zawsze pakuje, bo ma wiele okazji. Wiecie dlaczego to robi? Bo po prostu potrzebuje silnych ramion, w których będzie mogła się choć przez chwilę schować przed światem i samą sobą. Nawet, jeśli nie zawsze to otrzymuje, ma chwilę przyjemności, którą w swoim umyśle zamienia na poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście to wszystko fikcja i auto-okłamywanie, ale bez tego uczucie pustki byłoby zabójcze. A niczyja mimo wszystko chce żyć, bo nadal wierzy w miłość.

* * *
Po tym jednym z najbardziej ekshibicjonistycznych postów na tym blogu pochwalę Wam się, że kupiłam sobie dzisiaj kilka kosmetyków, byłam na pizzy, mam zapasy czekolad i chipsów (mam na ich punkcie bzika totalnego!) i zrobiłam mrożoną kawę :) Dołączam Wam zdjęcie, pychotka! (jakość kamerkowa).


Nastrojowo u mnie... I muzyka i video sprawia, że oczy szczypią, a dech jakoś tak zamiera w piersi. I nagle jego słodkie miny, piękne oczy i cudowny zapach mi się przypomina. Po co, po co, po co. Wyprzeć to jak najszybciej ze świadomości.


Nie przyzwyczajaj się, uciekaj w porę.

BMW ma dużo miejsca. Wystarczająco dużo na pokuszonko, pokuszenie letnie. Zwinny taniec dłoni, symfonię ust. Kilka nowych złudzeń i paczkę gum. Do wyboru do koloru. Balonowe i kolorowe, miętowe także. A życie pędzi szybko i już nigdy nie zaskoczy mnie niewykorzystanymi szansami. Ja mam Twój zapach, Ty masz mój. Na dziś nam wystarczy, jutra może nie być dla nas już.

Telefon wciąż gorący od naszych rozmów, choć rozstaliśmy się kilka godzin temu. Pisk opon, pisk uderzającej o podłogę rzeczywistości. T o   t y l k o   n a   c h w i l ę.
N i e   p r z y z w y c z a j a ć    s i ę. Tylko się nie przyzwyczajać.

niedziela, 17 czerwca 2012

niewolnicy namiętności

Tak niewiele trzeba nam, żeby bawić się do łez. Kolorowe oczy ścian, reflektorów deszcz.
Przesiąknięta każdym kolejnym dźwiękiem i poobijana przez dudniące basy. Delikatny uśmiech, rozbiegany, nieco nieprzytomny wzrok. Parkiet. I wirujemy nagle, odlatujemy stąd daleko i żyjemy w innym świecie. Czujemy prawdziwą wolność, a każda kropla potu jest kroplą radości. Uśmiech, śmiech, radość. Czyjeś ręce na talii. Szybkie spojrzenie w bok i już wiesz, że to z nim spędzisz resztę nocy. Początkowo nieśmiały taniec zamienia się w dzikie wicie się po parkiecie. Splot słoneczny przekazuje impuls, splot dłoni wskazówki. Czas na papierosa. W oparach dymu, w oparach myśli. Kto jest, gdzie jest, po co tu. Palą oboje. On wypuszcza dym z ust, ona przysuwa się i zaciąga się tym, co wyleciało. Zbliża się do niego, on się nachyla, ale ona szybko robi unik. Ona uśmiecha się figlarnie, on już wie, że to gra. Jeszcze kilka razy robi mu niespodziankę i wychodzą. Szybki taniec, szybkie procenty przechodzące w promile. Tym razem z umiarem. Syndrom po-papierosowy daje o sobie znać, coraz śmielsze gesty. Masa czasu mija, znowu papieros. Tym razem śmielej, już nie tylko ich wzrok się łączy. Mokro, głęboko, czule. Wariacja ust ustaje, znowu go unika. Chodźmy na górę, tam nikogo nie ma. Słyszy. Jesteś taka śliczna i masz takie delikatne usta. I lubię Twoje oczy, są ładniejsze niż moje, nosek też jest piękny. Roześmiała się, co jeszcze ma pięknego. Odpowiedzią był kolejny pocałunek. Reflektory rażą, razi tłum. Schody, stolik, kanapa, pustka. I już możemy odlecieć daleko, możemy być tylko my. Świat zatrzymuje się na chwilę. Kilka spojrzeń rzuconych w tłum - nikogo nie ma. Tylko my. Duet doskonały. Dotyk, szept. Zlizany mus z ust i wypieszczone pragnienia. Chodź do mnie, to niedaleko stąd. Wrócisz rano. I słowo, użyte tylko w stosunku do niego, tylko w stosunku do tej bajkowej perspektywy - nie. Dlaczego, czy to strach, czy coś nie tak, czy nie dziś, czy... Wszystkie usta można zamknąć pocałunkiem, by uwolnić się od zbędnych pytań. Minuty, godziny, parkiet pustoszeje. Jeszcze tylko mnie przedstaw, tylko daj mi swoje zdjęcie, tylko wypij do końca... Czas iść. Fajna historia na komedię romantyczną, mimo że trwała kilka godzin. Jeszcze ostatni dotyk dłoni, ostatnie pocałunki. Namiętniej niż zwykle, czas się sobą nacieszyć, może na kilka dni, może na wieczność. I rozstanie, zbyt szybkie, jak na te wszystkie chwile. Ona jeszcze się bawi, jeszcze ostatnie znikome ale obecne procenty nie wyparowały, korzysta. Kolejne okazje - odrzuca. Dziś była tylko jego, mimo że wcale się nie znają. Na jedną noc należała do faceta, którego wcale nie zna i jest mu wierna po ostatnie uderzenia basów w klubie. Paranoja. 
Budzi się rankiem czując jego zapach we włosach, na poduszce. I tęskni. Destrukcyjna tęsknota do kogoś, kto nigdy nie był nasz, z kim łączyło zaledwie kilka spełnionych wspólnie pragnień. Budzi ją telefon. On. A więc nie zapomniał, jeszcze czegoś chce. Czuje niedosyt? Chce osiągnąć swój cel i posiąść ją w całości? Nie wie. Kolejny dzień, kolejny telefon. Umówieni. Pójdzie-nie pójdzie, zrobi-nie zrobi. Żałować nie będzie. Jako niewolnik namiętności może czasami pozwolić sobie na zbędne uniesienia. 

* * *
Śniło mi się, że jestem w ciąży. Dawno nie odczułam tyle radości, co w tym śnie.

czwartek, 14 czerwca 2012

Odlot donikąd.

Trzymaj jak najdłużej w płucach. Wypuść, jak zacznie Cię dusić. Słyszała wskazówki ludzi, którzy wydali jej się w tej chwili tak bliscy. Bo przecież oni są tacy jak ja. Kolejne myśli. Nie strachaj, mała. Przecież ona się nie bała. Z zawrotną szybkością doszło do niej, a więc poddała się chwili. 
Pokój stał się obcym pomieszczeniem pełnym dziwnych przedmiotów. Popatrzyła na przyjaciół i rozśmieszył ją ten widok. Zaczęli się śmiać, jedno za drugim. Widząc roześmianych ludzi konwulsje wstrząsnęły nią jeszcze bardziej. Po chwili nie mogła opanować śmiechu, śmiała się całą sobą, śmiał się cały pokój, cały świat śmiał się razem z nimi. Nagle chaos, coś się zmieniło, coś jej uciekło i już była w innym pomieszczeniu. Doznała szoku, zaczęła się bać, przeczuwała klęskę. Ucieczka. To było jedyne rozwiązanie. Mała, co się z Tobą dzieje? Słyszała jak za mgłą. Kiwnęła. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Wszystko gra... Więc znów zaczęła się śmiać. Głosy przychodziły jakby z innego świata. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha.. STOP! Zatrzymajcie to. Przecież ja już to widziałam. Stop klatka. I znów to samo. Gwiazdki w niebie, cisza nad głową, przeraźliwy wrzask duszy. Czy to już piekło? A może ja jestem w piekle? Kiedy to się skończy? - Chodź jeszcze, zrobimy sobie dobrze. I kolejna rundka. Początkowy wrzask zamienił się w uciążliwy pisk. Jakby jakiś skrzywdzony pies skomlał i błagał o litość. Śmiech. Jest dobrze, tak jest dobrze. Jakiś trzask drzwi, wiatr wpadający przez otworzone okno i odgłos przesuwanego stolika. Tam ktoś leży. Padł jak martwy. Dobrze, niech poleży. Ludzie muszą odpoczywać. Moment i już była gdzie indziej. Ćwierkają ptaszki, leniwe promienie słońca padają na zmęczoną twarz. Ach, jak bardzo jestem zmęczona. Przymknęła powieki. Kurwa! Co się dzieje! Nie zasypiaj tutaj. Ej mała! Co jest? Co jest? Co jest? Poczuła czyjąś dłoń na policzku. I drugi raz, trochę mocniej. Chyba chcą ją całować, do nieba zanieść na rękach. Stop klatka, cisza. I już stoi pod wodospadem. A woda leci na nią i leci. Jakim cudem wodospad znalazł się na balkonie w ciemną noc? Nieważne. Tak jest dobrze. Zostawcie mnie tutaj, jest dobrze. Jakieś szepty w pokoju, znowu otwierane drzwi. Ktoś przyszedł, ktoś odszedł. Nie zostawiajcie jej samej, miejcie na nią oko. Chwila westchnienia. Co jest? Przecież to jest dobrze, mogę być sama. Taki piękny dziś dzień. Nagle szepty ucichły. Woda przestała płynąć, ale objęcia ciszy nadeszły z odsieczą. Jak błogo, jak dobrze, jak spokojnie... Została tylko cisza.

Otworzyła oczy, rozejrzała się po pokoju. Ludzie. Nerwy w powietrzu. O co chodzi, jest dobrze. Jakieś dłonie przesunęły się w okolice jej piersi, złapały za rękę. 
- Żyje. 
Roześmiała się, znowu cały świat się z nią śmiał. Śmieszne meble, śmieszne okno i stół. Przymknęła powieki, spod który zaczęły wyciekać łzy radości. I znowu ta uciążliwa cisza. Tylko echo jej histerycznego śmiechu dźwięczało i odbijało się od ścian. 


Walczy we mnie tyle postaci. Jestem jak wiecznie niespokojne morze. Codziennie powstaje we mnie coś nowego, pełnego niedosytu dla widza z zewnątrz i zrywam się do nowych poszukiwań jak fala bijąca o brzeg.

Tylko walcząc czujemy, że naprawdę żyjemy.

Żadnego ostrzeżenia, żadnego alibi
Zniknęliśmy szybciej niż prędkość światła
Spróbowaliśmy, rozbiliśmy się i spłonęliśmy

poniedziałek, 11 czerwca 2012

splątane, poplątane nerwy

Nerwy. Nerwy. Masa nerwów. O wszystko. Nie wiem czy to taki dzień cyklu, czy może presja. Zostało tak niewiele czasu, a tak wiele trzeba zrobić. Oczywiście zamiast wziąć się do roboty niekonstruktywnie spędzam czas. Wszystko mnie boli. I ciało jakieś takie nieswoje i dusza jakaś taka poobijana. Nie wiem jak przeżyję jutrzejszy dzień. Bez upadku pewnie się nie obejdzie. Jedynym plusem będzie wieczorny mecz (mecz jak mecz, ale zawsze coś). Może spotkam się z nim. Nie wiem. Tydzień zaczęłam od fajki, skończyłam przy piwie. To już norma. Teraz też by się przydało. Trzeba będzie zająć płuca na odstresowanie. Wiecie co jest najgorsze? Nie mam możliwości obejrzeć teraz, kurwa meczu. A Francja do cholery zremisowała z Anglią, a była w chuj dobra.

niedziela, 10 czerwca 2012

Kto Ty jesteś? Kibic mały.

Koniecznie jakaś duża koszulka z logo drużyny. Dobrym pomysłem jest też szalik, który pokazuje Twoje zjednoczenie z idolami. Zimne piwo, jakaś przekąska i duży ekran. W przerwie kilka zaciągnięć na odstresowanie ("znów zjebał tak dobrą akcję! a było tak blisko! kurwa! poprzeczka!). Komentowanie, przeżywanie, emocje, łzy, wiwaty, krzyki. I ta wielka radość, gdy padnie bramka. Można wtedy faktycznie przeżyć katharsis. 

Do boju Polska! Do boju Portugalia! Do boju Hiszpania! Do boju Chorwacja!
Póki co...

Taka tam mała wielka pasja xyz.

Czeka mnie cholernie ciężki tydzień. Ale rano kupię fajki, rano kupię fajki, rano kupię fajki! :)))

sobota, 9 czerwca 2012

kwantowa teoria naszych ciał

Mijam góry radości, doliny zmartwień, przeskakuję rzeki łez. Wpadam w kotliny rozpaczy, by za chwilę dzięki szybkiemu spierwiastkowaniu wypaść na prostoliniowy tor melancholii. Tonę w niej jak w oceanie, czując słony smak NaCl. Mnożę nas przez siebie, dzielę nasze wątpliwości i dodaję kolejny pocałunek podzielony przez odległość serc. Na sinusoidzie euforii skaczę i opadam. Czy istnieje jakiś wzór Sarrusa, gdzie dzięki krzyżówce naszych ciał znajdę rozwiązanie? A może mądry Viète wie, jak nas do siebie dodać, byśmy nie wyszli ujemni? Mnożąc mnie razy Ciebie wychodzi jakiś ułamek, a przecież nie chcemy być dziś podzieleni. Newton coś mówił o oddziaływaniu naszych ciał, lecz Kepler zaraz dodał, że każde z nas ma swoją własną orbitę. A gdyby tak oszukać ich wszystkich i wpaść na jeden tor? Bądźmy hermetyczni razem, nie przepuszczajmy żadnych wątpliwości do siebie. Nie bądźmy jak wapienie, które się rozpuszczają. Czy nie możemy być diamentami? Ja bym we wszystko Ci uwierzyła, nie zważając na naukę, lecz nie dana nam konkluzja.
Właśnie usłyszałam, że jesteśmy równaniem sprzecznym i brak nam rozwiązań.

Efemeryda.

Efemerydą jesteś. Czasami mam wrażenie, że pojawiasz się tylko po to, by za chwilę zniknąć i zostawić mnie samą, z niewypowiedzianymi słowami na ustach.

czwartek, 7 czerwca 2012

W lesie znaczeń słów łatwo zbłądzić.

I uginam się, zginam na pół. Zgięta tak leżę i kończyny jakieś powykręcane, nieswoje, nie moje. Zbłąkany wzrok kieruję w nicość, bo tylko ona mnie otacza. Czarne mroczki, świsty, gwizdy i lamenty słów. Jakieś ocieranie się o siebie słów i znaczeń zupełnie tutaj niepotrzebnych. Patrzę, wyglądam za Tobą i jakoś taka pustka mi zostaje. Słowa. To nie one są dziś diabłami. To ich brak uwiera mnie gdzieś w okolicy pompującego mięśnia. Doskwiera mi dziś brak Ciebie. Leżę więc tak, a w tej nicości nawet dźwięki nie chcą się przedostać do Ciebie. Sygnałów nie wysyłam, bo mi mówią, że zasięgu brak. Daleko mi do Ciebie dziś strasznie, choć blisko nigdy nie było. Jest pogłoska, że kiedyś wspólny akord znajdziemy.

środa, 6 czerwca 2012

Od zawsze byłem grzeszny, gniewny.

Była taka niewinna. Jej figlarny uśmiech podkreślał jej kobiecość, ale była niewinna. I wszyscy o tym wiedzieli, a ona doskonale zdawała sobie sprawę ze swej czystości. Fizycznej i mentalnej. Korzystała z życia jak każdy inny człowiek, ale zawsze wiedziała, gdzie są granice. I ich nie przekraczała. Wszystko w dozwolonych ilościach, albo wcale. I bez tego czuła się wspaniale. Wcale nie musiała być na haju, żeby przeżyć wspaniały dzień, albo zaliczyć dobrą imprezę. Mocno kochała i była w tym stała. Nie wyobrażała sobie zmieniać partnerów co kilka miesięcy, a tym bardziej dni. Miała swój mały (wielki) poukładany świat, w którym były rzeczy ważne i ważniejsze. Doskonale określiła swoją hierarchię wartości i działała zgodnie ze swoim sumieniem. Zawsze była idealna w oczach innych. Poukładana uczennica, dobra córka, fajna koleżanka, szalony i pogodny człowiek. Tak naprawdę niczego jej nie brakowało, bo posiadała wszelkie cnoty. Jak inni miała wady, ale świadomie z nimi walczyła. Chciała stawać się coraz lepsza. Miała swoje chwile słabości, ale z każdego upadku wstawała i wyciągała wnioski. Zależało jej na Bogu, rodzinie, przyjaciołach, bliskich, na karierze, na tym, by szerzyć dobro. By pozostawić po sobie jakiś ślad, coś cennego. By nie odejść niezapomnianą. 

Jest wulgarną wariatką. Potrafi bez wyrzutów sumienia całować kilku facetów jednego dnia. Fajki to jej drugi nałóg, zaraz po kawie. Alkoholem też nie gardzi, czasami zdarza jej się przeginać. Możesz spotkać ją z flaszką wódki i papierosem wśród (nie)znajomych jej ludzi, podobnych do niej. Na niczym jej nie zależy i wszystko jest jej obojętne. Wie, że gdzieś tam istnieje Bóg, ale urwała z nim kontakt. Nie odbiera od niego telefonów, a sama nigdy do nikogo pierwsza nie dzwoni. Uważa, że kocha, ale wraz z dziesiątym pocałunkiem przechodzi jej miłość. I znowu zachowuje się jak samica, która chce upolować coś tylko dla rozrywki. Sztuka dla sztuki. Żadnych zobowiązań, żadnych zahamowań, żadnych granic. Jej uśmiech każdy kolejny facet traktuje jako zaproszenie do łóżka i mimo, że w tej sferze ma granice, nikt o tym nie wie. Głośno się śmieje i bywa chamska. Ma masę przyjaciół, wrogów lekceważy. Nie obchodzi ją, co będzie za rok, albo za dwa. Liczy się to co tu i teraz. Doskonale zdaje sobie sprawę, że to droga donikąd. Wie, że każda dyskoteka się kończy, każda butelka piwa kiedyś zostaje opróżniona, a paczka po fajkach ląduje w koszu. Ale się tym nie przejmuje. Odpowiada jej skrajny nihilizm. Balansuje na granicy zła i już nie pamięta, jak to jest żyć normalnie. Życie na haju przyniosło jej tyle korzyści, że nie chce z niego zrezygnować. Bo po co brnąć przez piekło, skoro można mieć raj już tutaj, na ziemi?


* * *
Powiedział, że mam fajne, miękkie usta. Szkoda, że nie był Nim.

wtorek, 5 czerwca 2012

Relacja bez nazwy.

Miarowy stukot kropel o parapet. Ty, Ty, Ty... Mocne brzmienia dobrego rocka. Ty, Ty, Ty... I nawet wstawanie jest łatwiejsze, gdy wiem, że Cię dzisiaj spotkam. Ale to tylko czasami, raz na jakiś czas... Bo przecież my jesteśmy tylko raz na jakiś czas. A potem idziemy każdy w swoją stronę i już nas nie ma. Znikamy. Relacja bez nazwy. Szczypta pożądania, z domieszkami zazdrości. Nutka sympatii i kropelka nieokreślonego. Kim Ty jesteś, mój drogi? Czy jesteś jak inni? A może jest w Tobie coś, czego nie powinnam wypuszczać z rąk? A może dać Ci wolną drogę i poczekać, aż się ruszysz, coś zrobisz, coś zmienisz dla nas... Nas nie ma. Obiektywnie nie istniejemy, chociaż łącząc się raz na jakiś czas tworzymy całkiem zgrany duet. Jedność. Spójna jedność bez nazwy. I znowu prześladuje nas ta bezimienność. I nawet jeśli mam ochotę pochłonąć Cię całego, zatopić się w Tobie na wieki patrzę na Ciebie mówiąc; jeśli chodzi o odległość serc, to już bliżej nam do Ameryki, niż do siebie.

niedziela, 3 czerwca 2012

I rozstrzaskałyście się na milion kawałków.

Niepewnie ściskałam je w ręce, tak nie za mocno, nie za bardzo... Nie chciałam uszkodzić żadnego. Obchodziłam się z nimi jak z dzieckiem - zapewniałam im wszystko co tylko trzeba, by przetrwały, karmiłam je regularnie i patrzyłam jak w moich oczach rosną. A potem zaledwie kilka słów, mały dystans i wypadły mi z rąk. I roztrzaskały się na milion kawałków. Złudzenia. 
I już nie łudzę się, że kolejny pocałunek zdobędzie trochę więcej magii niż poprzednie, albo że Twoje objęcie mnie będzie znaczyło c o ś  w i ę c e j. Jedna zdystansowana rozmowa mi wystarczyła. I co z tego, że nic nie powiedziałeś na ten temat. I co z tego, że robisz wszystko, by pokazać mi jak bardzo Ci zależy. Poczułam coś w sercu. I na twarzy. Tym drugim były łzy, tym pierwszym jakiś kamień, który spadł nagle na to wszystko, co myślałam, że do Ciebie czuję. Teraz leży przygniecione. Ale ja to pominę, aż się całkiem zakurzy. A kiedyś, w przyszłości - wyrzucę. Poczułam, jakbyś chciał przez takie rozmowy całkiem do nas podobne pokazać mi, że jednak jest granica. Granica, gdzie TY i JA nie zamienia się wcale w MY. Że tworzymy coś odrębnego, co nie ma szansy się zjednoczyć. I może zupełnie nie rozumiem facetów i błędnie odczytuję wszystkie znaki, ale dla własnego bezpieczeństwa się wycofuję. Wiem, że łzy, które teraz mam na twarzy pokazują, że coś do Ciebie czuję. Ale wiesz co? Cieszy mnie to. Bo mój płacz nie zmienia się w szloch, a więc nie wszystko stracone. Mogę jeszcze odzyskać swoje serce. Tylko muszę trzymać Cię z dala, na odległość od siebie. I to spotkanie za dwa dni potraktować jako zwykłe wyjście po przyjemność. Skończy się na zespoleniu ust, ciał, ale nie na zespoleniu serc. 

Bo widzisz, mój drogi... Czasami trzeba umieć odróżnić przyjemność od miłości. I powiedzieć sobie nie, dla połączenia tych dwóch. Ja już powiedziałam, tylko nie utrudniaj, nie wchodź mi zbyt głęboko do serca. I niczego nie obiecuj. Bo Cię pokocham. 

* * *
Tęsknię za tymi niebieskimi oczami
Jak całowałeś mnie w nocy
Tęsknię za sposobem w jaki spaliśmy

Jak żaden wschód słońca

Lubiłam smak twojego uśmiechu
Tęsknię za sposobem w jaki oddychaliśmy

Ale nigdy nie powiedziałam Ci

Co powinnam powiedzieć
Nie, nigdy nie powiedziałam Ci
Po prostu to ukryłam


sobota, 2 czerwca 2012

Strumienie pytań zalewają mnie.

Czy myślę, że to ma szansę się ziścić? Od zawsze byłam ostrożna, ale tym razem pokonuję sama siebie w byciu pesymistką. Wmawiam sobie i wszystkim naokoło (bliskim), że to nic. Że nic nie będzie, nic poważnego, nic dla nas, nic na stałe, nic... Moje serce przeczy i wydziera się wniebogłosy, że coś, że tak, że na stałe, że już teraz, że owszem... Ale usta zaprzeczają myślom. Bo ja ostrożna jestem. Czy to zakochanie moje? Ciągle zaprzeczam i neguję, ale chyba coś w tym jednak jest. Nie jest mi obojętny, a to już coś znaczy. Od dawna nikt nie był dla mnie nie-obojętny. Czy moim zdaniem taka wieczność byłaby dobra? Ciągle mówię, że jest niechciana i przereklamowana, ale szczerze o niczym innym nie marzę. Chcę wtulić się w jego ramiona i być spokojną, że nie zmienią się one za dwa tygodnie. Ani wcale. Czy chcę tak bez zobowiązań? Czy się nie boję? Strasznie się boję. Ostatnie moje dni są wypełnione od rana do nocy strachem. Strachem o to co będzie, jak będzie, co zrobię, jak go nie będzie, czy będzie jeszcze kiedykolwiek, czy tylko jeden raz... Nie chcę bez zobowiązań, w pozornej wolności. Bo to jest imitacja wolności. Prawdziwą wolność można odnaleźć chyba tylko w ścisłej niewoli. Tej dobrej, z wyboru. Czy jest szansa? Ja nie mam pojęcia czy jest. To wszystko jest takie piękne, a zarazem tak proste i skomplikowane, że nie wiem. Nasza historia jest tak banalna, że aż niezwykła. Tak krótka, że wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Tak przypadkowa, że wydaje się być zrządzeniem losu. Nie wiem czy jest szansa, choć to wszystko wygląda na piękną historię. Nie wiem jak się przekonać, jak to wygląda od drugiej strony. Nie umiem i chyba boję się o tym porozmawiać. Z Nim. Co bym wolała? Jego bym wolała. Tak po prostu, patrzeć na niego. I poczuć przez chwilę, albo na zawsze. Czy nie uważam tego za piękne? Myślę, że to jest trochę jak róża. Piękne z wyglądu, ale gdy się bliżej temu przyjrzeć i dotknąć - boli. Tutaj kolcami jest niepewność i niewiedza. Niewiedza, co on czuje i czego chce.



Nie zadawaj pytań by nie ściągały na ziemię. Tam, w górze, jest piękniej.
Owszem, jest piękniej. Ale gdy pomyślne wiatry przestają nas nieść, trzeba kiedyś opaść. A opadając lepiej znać grunt, bo może zaboleć.

* * *
Jak pewnie się domyślacie, post powstał dzięki Waszym pytaniom skierowanym do mnie. W sumie pomogły mi one w rozmyślaniach, szkoda tylko, że wniosków brak.

piątek, 1 czerwca 2012

Kiss me hard before you go.

Pełno jest tu dni przesiąkniętych nami od rana do późnej nocy. I nawet ułamki sekund zdolne są mnożyć się w nieskończoność. Miękkość skóry, wypukłości i wklęsłości. Potęgi namiętności i cząsteczki endorfin. Zwalniamy, by za chwilę przyspieszyć tempo i wypaść z toru. A potem podnosimy się na drżących nogach i nie wiemy dokąd pójść. Siadamy wtedy gdziekolwiek i patrząc w niebo śmiejemy się w głos. Potem ujmujesz moją twarz w dłonie, delikatnie przechylasz, przysuwasz się i znów nas tutaj nie ma. Jesteśmy gdzieś daleko, a tam wszystko jest różowe i czerwone. Jak kolor mojej szminki, którą nie od dziś masz na swojej koszuli. Lądując rozłączamy splecione dłonie i zmierzamy w przeciwnych kierunkach. I powiedz Ty mi, Kochany czy to co nas łączy dalej jest tą niezobowiązującą grą luster i świateł, czy już zakazaną i niechcianą namiastką Wieczności.

wtorek, 29 maja 2012

Bardziej prawdziwy pocałunek.

Ty myślisz, że ja jestem taka silna i mało wrażliwa. Albo inaczej - wiesz, że jakaś wrażliwość gdzieś tam we mnie tkwi, ale zwykle jej nie okazuję, bo jestem niezależna. Samodzielna i niezależna, taka mocna dziewczyna która ze wszystkim poradzi sobie sama. Faceta nie potrzebuje na stałe, skoro może co imprezę mieć innego. I jej takie życie odpowiada. Myślisz, że nie umiałabym być w związku, a "kocham" z moich słów może usłyszeć co najwyżej rodzona matka. I przyjaciółka, bo wiesz, że do przyjaźni mam słabość. Uważasz, że nie przywiązuję się zbyt szybko do ludzi. O niej mówisz, że ma mnie za najlepszą przyjaciółkę. Na to ja zawsze Ci odpowiadam, że nie da się zaprzyjaźnić z kimś, kogo zna się zaledwie parę miesięcy, rok. Wcale tak nie myślę, ale mówię. Mówię też, że mam swoich. Sprawdzonych. I że oddam za nich życie. Wiesz, że jestem do nich przywiązana, więc do jakiś tam uczuć jednak zdolna jestem. Ale związki to co innego. Pewnie uważasz, że zimna ze mnie suka. Z mojej gadki wynika, że wszystko mi wisi i na niczym mi nie zależy. Liczy się tylko dobra zabawa. Wiesz, że lubię napić się piwa, ewentualnie pięciu i wypalić z Tobą pół ramy fajek. I że mam bzika na punkcie całowania, mogłabym to robić bez przerwy. I jak w czoło mnie całujesz lubię. I jak ktoś zajdzie mnie od tyłu i przytuli. Ale na ogół jestem chłodna i nieufna. Sam dziś powiedziałeś "Nie każdy facet jest taki sam". Tylko kochany, ja już to słyszałam... Chociaż... Z Twoich ust brzmi to całkiem wiarygodnie. I pocałunki są jakieś takie bardziej prawdziwe niż zwykle.

poniedziałek, 28 maja 2012

Zagubiłam się i nigdzie nie można mnie znaleźć.

Oddech staje się cięższy, a serce zaczyna bić szybciej. Jak ja dawno tego nie czułam. Już zapomniałam, jakie to piękne.

Jutro Go widzę! :))

Rozwiń mnie
Jestem mała
Jestem złakniona
Rozgrzej mnie
I oddychaj mną

sobota, 26 maja 2012

z niecierpliwości strun spragnionych...

Poczułam jego zapach mijając go przypadkiem na mieście. Nie zobaczył mnie. W klubie jednak nie omieszkał podejść. Odpowiedziałam od niechcenia, i odwróciłam się znacząco w drugą stronę. Ignorowałam. Jednorazowa akcja, która dawno temu się zakończyła. Przeszło mi całkowicie. Nic nie drgnęło. Nic. 

A Twój zapach czuję do teraz. Wiesz, że wczorajsza noc całkowicie zaburzyła mój jako taki porządek? Do tej pory; bez zobowiązań, fajna przygoda, rób co chcesz, spotykamy się tylko dla przyjemności, fajnego spędzenia czasu, tak po prostu. Wczoraj? Byłeś zazdrosny o niego. Ilekroć o nim wspomniałam denerwowałeś się. Pełne zazdrości i zawodu"no to idź do niego" było jednym z najmilszych zdań jakie wczoraj wypowiedziałeś. Zaraz po tym, że bardzo, bardzo, bardzo mnie lubisz. I że może coś... może coś więcej? I że obiecujesz do mnie przyjeżdżać, jak już będziesz tak daleko. Nie wierzę, że przyjedziesz. Wierzę, że lubisz. Nie wierzę, że jestem wyjątkowa i jedyna. Wierzę, że pasujemy do siebie. Nie wierzę w nas jako potencjalną parę. Wierzę w to dziwne coś, co do Ciebie czuję.


noc jest z milczenia skrzydeł ptasich
gwiazdy z mądrości swoich oczu
rozkute w planetarnym czasie
po grzbiecie nieba światło toczą

modlitwa jest z wzniosłości dzwonów

z zadumy kaplic i organów
z różańca wpół uśpionych domów
co na mszę pod kościołem staną

a my z wiecznego niepokoju

z przelotów wiatru, z garści cienia
z brzóz przedwieczornych
które stoją nad cichą rzeką zamyślenia

a my z harmonii i rozdźwięku

 z niecierpliwości strun spragnionych
które od bólu łzami pękną
pod gniewem rozpalonych dłoni



edit;  słucham tego i tęsknota za Nim zżera mnie od środka
dawno nie czułam niczego tak intensywnie, chcę być lepsza, znowu...

środa, 23 maja 2012

Chodź na fajkę.

Po raz setny przemierzam ten sam odcinek łączący nowy przystanek ze starym budynkiem. Idę pewnie stawiając kroki, wyciągam pierwszego papierosa tego dnia. Pierwszy zawsze smakuje najlepiej. Niebieskie pudełko, a w nim dwadzieścia zabijających powoli leków. Moich leków na zmęczenie, stres, nerwy, złość, miłość... Zaciągam się i przysiadam na ławce. Nie chce mi się dalej iść. A może by tu tak zostać? Dzień jest taki piękny. Przyjemny wiatr i promyki słońca. Wprost idealnie. Wypuszczam dym, a wraz z nim uchodzi ze mnie pierwszy stres. Gdy kończy się fajka, kończą się też moje nerwy. I zaczyna obojętność. Jednak nie działa to zbyt długo. Po pierwszej fali odprężenia przychodzi złość. Po co Ty to robisz? Co dalej będzie? I tęsknota. A zaraz potem nagle wszystko naraz; lęk, smutek i rozczarowanie. Wstaję i idę dalej. Trzeba żyć, mimo że to moje ostatnie kilka miesięcy w tym miejscu, blisko niego, muszę żyć. Wiecie? Gdy palę z nim jest całkiem inaczej. Po pierwszej fajce nigdy nie mam doła. Pewnie dlatego, że nie mam czasu o niczym myśleć. Po prostu się całujemy.

Let’s go for a drive and see the town tonight
There’s nothing to do but I don’t mind when I’m with you