Ty myślisz, że ja jestem taka silna i mało wrażliwa. Albo inaczej - wiesz, że jakaś wrażliwość gdzieś tam we mnie tkwi, ale zwykle jej nie okazuję, bo jestem niezależna. Samodzielna i niezależna, taka mocna dziewczyna która ze wszystkim poradzi sobie sama. Faceta nie potrzebuje na stałe, skoro może co imprezę mieć innego. I jej takie życie odpowiada. Myślisz, że nie umiałabym być w związku, a "kocham" z moich słów może usłyszeć co najwyżej rodzona matka. I przyjaciółka, bo wiesz, że do przyjaźni mam słabość. Uważasz, że nie przywiązuję się zbyt szybko do ludzi. O niej mówisz, że ma mnie za najlepszą przyjaciółkę. Na to ja zawsze Ci odpowiadam, że nie da się zaprzyjaźnić z kimś, kogo zna się zaledwie parę miesięcy, rok. Wcale tak nie myślę, ale mówię. Mówię też, że mam swoich. Sprawdzonych. I że oddam za nich życie. Wiesz, że jestem do nich przywiązana, więc do jakiś tam uczuć jednak zdolna jestem. Ale związki to co innego. Pewnie uważasz, że zimna ze mnie suka. Z mojej gadki wynika, że wszystko mi wisi i na niczym mi nie zależy. Liczy się tylko dobra zabawa. Wiesz, że lubię napić się piwa, ewentualnie pięciu i wypalić z Tobą pół ramy fajek. I że mam bzika na punkcie całowania, mogłabym to robić bez przerwy. I jak w czoło mnie całujesz lubię. I jak ktoś zajdzie mnie od tyłu i przytuli. Ale na ogół jestem chłodna i nieufna. Sam dziś powiedziałeś "Nie każdy facet jest taki sam". Tylko kochany, ja już to słyszałam... Chociaż... Z Twoich ust brzmi to całkiem wiarygodnie. I pocałunki są jakieś takie bardziej prawdziwe niż zwykle.
wtorek, 29 maja 2012
poniedziałek, 28 maja 2012
Zagubiłam się i nigdzie nie można mnie znaleźć.
Oddech staje się cięższy, a serce zaczyna bić szybciej. Jak ja dawno tego nie czułam. Już zapomniałam, jakie to piękne.
Jutro Go widzę! :))
Jutro Go widzę! :))
Rozwiń mnie
Jestem mała
Jestem złakniona
Rozgrzej mnie
I oddychaj mną
Jestem mała
Jestem złakniona
Rozgrzej mnie
I oddychaj mną
sobota, 26 maja 2012
z niecierpliwości strun spragnionych...
Poczułam jego zapach mijając go przypadkiem na mieście. Nie zobaczył mnie. W klubie jednak nie omieszkał podejść. Odpowiedziałam od niechcenia, i odwróciłam się znacząco w drugą stronę. Ignorowałam. Jednorazowa akcja, która dawno temu się zakończyła. Przeszło mi całkowicie. Nic nie drgnęło. Nic.
A Twój zapach czuję do teraz. Wiesz, że wczorajsza noc całkowicie zaburzyła mój jako taki porządek? Do tej pory; bez zobowiązań, fajna przygoda, rób co chcesz, spotykamy się tylko dla przyjemności, fajnego spędzenia czasu, tak po prostu. Wczoraj? Byłeś zazdrosny o niego. Ilekroć o nim wspomniałam denerwowałeś się. Pełne zazdrości i zawodu"no to idź do niego" było jednym z najmilszych zdań jakie wczoraj wypowiedziałeś. Zaraz po tym, że bardzo, bardzo, bardzo mnie lubisz. I że może coś... może coś więcej? I że obiecujesz do mnie przyjeżdżać, jak już będziesz tak daleko. Nie wierzę, że przyjedziesz. Wierzę, że lubisz. Nie wierzę, że jestem wyjątkowa i jedyna. Wierzę, że pasujemy do siebie. Nie wierzę w nas jako potencjalną parę. Wierzę w to dziwne coś, co do Ciebie czuję.
noc jest z milczenia skrzydeł ptasich
gwiazdy z mądrości swoich oczu
rozkute w planetarnym czasie
po grzbiecie nieba światło toczą
modlitwa jest z wzniosłości dzwonów
z zadumy kaplic i organów
z różańca wpół uśpionych domów
co na mszę pod kościołem staną
a my z wiecznego niepokoju
z przelotów wiatru, z garści cienia
z brzóz przedwieczornych
które stoją nad cichą rzeką zamyślenia
a my z harmonii i rozdźwięku
z niecierpliwości strun spragnionych
które od bólu łzami pękną
pod gniewem rozpalonych dłoni
edit; słucham tego i tęsknota za Nim zżera mnie od środka
dawno nie czułam niczego tak intensywnie, chcę być lepsza, znowu...
środa, 23 maja 2012
Chodź na fajkę.
Po raz setny przemierzam ten sam odcinek łączący nowy przystanek ze starym budynkiem. Idę pewnie stawiając kroki, wyciągam pierwszego papierosa tego dnia. Pierwszy zawsze smakuje najlepiej. Niebieskie pudełko, a w nim dwadzieścia zabijających powoli leków. Moich leków na zmęczenie, stres, nerwy, złość, miłość... Zaciągam się i przysiadam na ławce. Nie chce mi się dalej iść. A może by tu tak zostać? Dzień jest taki piękny. Przyjemny wiatr i promyki słońca. Wprost idealnie. Wypuszczam dym, a wraz z nim uchodzi ze mnie pierwszy stres. Gdy kończy się fajka, kończą się też moje nerwy. I zaczyna obojętność. Jednak nie działa to zbyt długo. Po pierwszej fali odprężenia przychodzi złość. Po co Ty to robisz? Co dalej będzie? I tęsknota. A zaraz potem nagle wszystko naraz; lęk, smutek i rozczarowanie. Wstaję i idę dalej. Trzeba żyć, mimo że to moje ostatnie kilka miesięcy w tym miejscu, blisko niego, muszę żyć. Wiecie? Gdy palę z nim jest całkiem inaczej. Po pierwszej fajce nigdy nie mam doła. Pewnie dlatego, że nie mam czasu o niczym myśleć. Po prostu się całujemy.
Let’s go for a drive and see the town tonight
There’s nothing to do but I don’t mind when I’m with you
Let’s go for a drive and see the town tonight
There’s nothing to do but I don’t mind when I’m with you
wtorek, 22 maja 2012
Emocjonująco.
A zaczęło się wczoraj wieczorem. Długa rozmowa z nim. Jak para? Jak para ludzi zakochanych w sobie? A już na pewno flirtujących ze sobą. I żadne nie ukrywało, że go ciągnie do drugiego. Dużo miłych rzeczy. Myśli o mnie, zaprasza tu i tam, obiecuje, daje, docenia...
Tęsknię za nim i przyznaję się bez bicia. Bardzo za nim tęsknię. I nie chcę go mieć przy sobie, żeby zaspokoić tymczasowe potrzeby bliskości fizycznej. Chcę mieć go przy sobie, bo przy nim czuję się taka bezpieczna. I taka... swoja. Jest strasznie do mnie podobny. Wariaci z nas.
Dziś przypadkiem [nie tak jak chciałam] wyszło wszystko na jaw. Co się okazało? Że jednak mam te bliskie koleżanki, które zareagowały tak, że miałam łzy w oczach. One też. Wzruszenie? Przywiązanie? Wiem jedno. Będę tęsknić. Jak cholera. Ale to jeszcze dwa miesiące.
Oby wszystko poszło zgodnie z planem. Muszę się wziąć za siebie.
niedziela, 20 maja 2012
Tak często Cię widzę, choć tak rzadko spotykam...
Smaku Twego nie znam, choć tak często mam Cię na końcu języka.
Jeden z tych destrukcyjnych momentów, gdy nawet niezawodnie chłodna i umiarkowanie obojętna xyz traci kontrolę. Długo sobie wmawiałam, że to nic. Że pikuś. Że te pocałunki są swoistą formą rozrywki, a każde spotkanie to jedno z wielu w moim zabieganym i towarzyskim życiu. Fajnie było wracać z jednej randki i szykować się na drugą. Na spotkaniu z Tobą czułam chemię, Ty też zdawałeś sobie z tego sprawę. Patrzyliśmy na siebie wyjątkowo i mówiliśmy o tym, choć żadnych, choćby najmniejszych zapewnień nie było. Powiedziałeś raz, że bardzo mnie lubisz. W przerwie między namiętnymi pocałunkami. Odpowiedziałam "ja Ciebie też" i pomyślałam sobie, jak pięknie by te słowa brzmiały, gdyby były odpowiedzą na dwa inne. Dwa najpiękniejsze słowa świata. Ale wiem, że na nie za wcześnie. I jednocześnie za późno. Bo one nie mają prawa bytu w naszej relacji. Czym jest nasza relacja? Z boku wygląda jak otwarty związek. Spotykamy się od czasu do czasu, jest fajnie, piękna para, a potem każde idzie w swoją stronę. Zawsze dziwiło mnie w facetach to, że nie widzą problemu przejścia się przez miasto z dziewczyną za rękę, mimo że z nią nie są. Już raz tak miałam. Ale nie o to chodzi. Chodzi o Ciebie. I może pisząc o tym wszystkim sama się nakręcam, choć nie powinnam. Powinnam powiedzieć sobie; stop i dalej się w to bawić. To zabawne. Jesteś pierwszym facetem, z którym tak świetnie bawię się w windzie, przy fajce i wszędzie. I pierwszym od dawien dawna, dla którego chciałabym po prostu zrezygnować z tego szybkiego, imprezowego życia. I być po prostu czyjąś. Wiesz, że mogłabym być Twoja? Taka tylko dla Ciebie. Silna i niezależna xyz, która chciałaby zamienić się w małą i bezbronną Twoją kochaną.
To jest paradoksalne i głupie, bo przecież oboje nas przyciągnęło do siebie właśnie nasze stare podejście. Zabawa, żadnych zobowiązań. Chyba przegrałam tę grę...
sobota, 19 maja 2012
Wszyscy kiedyś odchodzą.
Na końcu i tak zostaniesz sam.
Przypomnij sobie ile razy ktoś Cię skrytykował. Powiedział coś niemiłego, co uraziło Cię i czym się przejąłeś? Ile razy ktoś wypowiedział słowa, które sprawiły, że na Twojej twarzy pojawiły się łzy, a serce ścisnął dziwny skurcz? Jak wiele spędziłeś nieprzespanych nocy tylko dlatego, że ktoś sprawił, że Twoje serce ogarnął niepokój?
A teraz popatrz i odpowiedz sobie; ile z tych osób dalej jest w Twoim życiu? Ilu z nich pomaga Ci, gdy jest źle, pociesza po porażkach i cieszy się z sukcesów? Ile z tych osób trwa u Twojego boku, jest z Tobą i tworzy Twoją rzeczywistość?
Tak naprawdę nie warto brać sobie do serca czyichś słów. One wszystkie powinny przelecieć przez nasze uszy jak przez takie sito oddzielające te wartościowe, od tych najzwyczajniej gównianych. Te drugie nie wnoszą do naszego życia nic, prócz niepokoju.
Jak je rozróżnić? Dopóki działasz zgodnie ze sobą i swoim sumieniem, nie naruszając przy tym niczyich praw i nie raniąc nikogo świadomie - rób to dalej. Bo to życie jest tylko Twoje.
Na końcu i tak zostaniesz sam.
edit; niedziela
pijemy wytrawne wino do obiadu, jest spokojnie, w tle leci wesoła muzyka
Boże, niech tak zostanie
edit; niedziela
pijemy wytrawne wino do obiadu, jest spokojnie, w tle leci wesoła muzyka
Boże, niech tak zostanie
środa, 16 maja 2012
Brak entuzjazmu.
Ciągle chce mi się spać. Bez minimum jednej kawy dziennie nie potrafię normalnie funkcjonować, a po powrocie do domu jestem tak padnięta, że śpię co najmniej 3 godziny. Czasami mam wrażenie, że moje życie to ciągły sen. Chce mi się spać, jestem zmęczona i bez dosadnej dawki kofeiny wysiadam i egzystuję gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a pierwszą fazą snu. Deszcz za oknem nie napawa mnie entuzjazmem, wizja przyszłych dni również.
Dziś otrzymałam zdjęcia i jestem niesamowicie z nich zadowolona.
A jutro spotykam się z Nim, co sprawia że cokolwiek się jutro stanie cały dzień będzie fajny, bo będzie oczekiwaniem na kolejne spotkanie naszych oczu...
poniedziałek, 14 maja 2012
Na wesolo.
Trochę zabiegana jestem. Co do sesji - była z profesjonalnym fotografem, facecik koło 40, bardzo miły i ogólnie fajna współpraca. Chwalił mnie więc pomyślałam, że mogę robić to częściej, może nawet kiedyś wyślę gdzieś swoje zdjęcie, tak dla spróbowania? Sesja była płatna oczywiście, zdjęcia w tym tygodniu odbiorę wszystkie, na razie mam kilka. Jeśli któraś z Was chciałaby zobaczyć jak xyz bawi się w modelkę, to podajcie maila, to coś podeślę Wam ;)
Co do hipokrytów - w twarz milo, calusnie. Nie wiem co za plecami. Poki co nie mam czasu pisac, nadrobie to. Teraz spedzam duzo czasu rodzinnie, a dzis przejazdza scigaczami...:))
Na koniec mala anegdotka z dzis;
Moje dziewczynki wracaja z biblioteki z rozdania nagrod, bo byl konkurs rysowania.
Ja: Które zajelas miejsce?
O: Drugie.
Ja: A ty? [zwracam sie do drugiej]
W: Trzecie.
[wszechobecna radosc, gratulacje]
Ja: A ile osob bralo udzial w konkursie?
W: <maly dezorient> Trzy.
To sie usmialismy wszyscy i na wesolo. W ogole ostatnio duzo sie smiejemy, pewnie perspektywa wakacji czyni tutaj cuda :))
Buziaki!
czwartek, 10 maja 2012
Podwójnie.
Dwie ranki w jeden dzień? Czemu nie. Trzeba być mną, żeby wrócić z jednej (udanej!) randki, włączyć laptopa tylko po to, by odczytać wiadomości od kilku "kolegów", zebrać się na nowo i pojechać na drugą (jeszcze lepszą!) randkę. Wiecie co? Mogłabym się w nim (tym od drugiej) zakochać, ale przecież on stąd jedzie za parę miesięcy. Ja też. Odpowiada nam taki układ, ciekawe spotkania od czasu do czasu. Aha, odpowiada DO CZASU aż się zakocham. A to się niestety może zdarzyć, coś czuję... Dzień udany.
O sesji (bardzo udanej) napiszę Wam następnym razem, bo padam. Na komentarze też odpowiem. Jutro do szkoły. A dowiedziałam się, że koleżanka (ta "najlepsza") od hipokryzji jak widać nie tylko mnie napierdala na panią X. Z panią X również rozmawia o mnie w podobny sposób. Nie chce mi się tam wracać po 2 tygodniach przerwy, bo po prostu nie mam tam przyjaciół. A dziwnie jest być w tłumie ludzi, gdy nie masz NIKOGO bliskiego. Pewnie jak zwykle wyląduję z chłopakami. Life is brutal. A może to i lepiej? Zawsze czułam niechęć od koleżanek z powodu, który pan od randki nazwał "bo one są w Twoim cieniu". A niech będą, mnie to jebie.
Buziaki :*
wtorek, 8 maja 2012
Marnowanie szans.
Przetrwałam jakoś ten dzień. Właśnie - jakoś - doskonale opisuje ostatnio moje życie. Pełne rozczarowań. Noc też ciekawa nie była. Telefony i smsy od niego. Dalej mnie kocha, chce ze mną być, wybaczył mi wszystko i liczy na mnie. A ja? Nie chcę.
Zmarnowałam za to szansę na coś innego. On. Głupia byłam, jak można publicznie pokazywać się tylko i wyłącznie w gronie facetów? Słuchać od nich jak zwracają się "kochanie", "skarbie" i ogólnie zachowywać się jak para. Głupia byłam, bo zazdrość zamieniłam w niechęć. Jak facet widzi, że ma ZBYT wielu rywali to sobie odpuszcza. Głupia byłam i już.
Jutro dla rozerwania się jestem umówiona na profesjonalną sesję zdjęciową nad jeziorem. Fotograf ponoć sprawdzony, także myślę, że efekty mnie zadowolą. Jakoś trzeba sobie poprawić humor.
poniedziałek, 7 maja 2012
Noc 06/07.
Przechylam głowę i słyszę czyjeś kroki. Jeden za drugim. Raz, dwa, raz dwa, raz... Są głośne i stanowcze. Przyciskam twarz do poduszki. Ach, to tylko moje serce bije. Raz, dwa, raz, dwa, raz... Staram się uspokoić oddech, ale to nic nie daje. Dalej w uszach słyszę to nieznośne kołatanie serca. Przekręcam się z boku na bok. Patrzę w okno - księżyc świeci. Ponoć wczoraj był największy tego roku. Powiedziałam mu, że wyglądał całkiem romantycznie i że byłam z innym. Wszystko stracone. Strach. Lęk. Kolejne myśli; nie dam rady, nie dokończę, nie skończę, nie zdam, nie pójdę, nie dostanę, nie będę... I wielka niepewność o przyszłość. Co będzie za miesiąc, a co za dwa? Czy będę tu, a może 200 km stąd? W dodatku chore myśli o chorych psychicznie ludziach. Są jak glisty. Albo jak takie wstrętne, parszywe pasożyty. Ta relacja to nie symbioza. Taki trochę chujowy komensalizm. Wy korzystacie kiedy chcecie, ja niby nic nie tracę, ale w sumie czuję dyskomfort. Psychiczny. Podnoszę się i kieruję w stronę lustra. Patrzę na swoją twarz i co widzę? Zmęczenie. Cholerne zmęczenie. A potem zaraz łzy. Kolejna masa pytań. Już nie płaczę. Duszę się. Łzy nie płyną na zewnątrz, skończyły się. Teraz płyną mi do wewnątrz. Duszę się, dławię nimi. Nie mogę oddychać. Tracę kontrolę nad swoim ciałem i zaczynam się trząść. Niepewnym krokiem zbliżam się do łóżka i padam na niego jak długa. I kurczę się w sobie, zamykam. Kulę się i łapię za kolana. Nie wiem jak długo tak leżę. Już świta. I znowu trzeba będzie udawać. Kolejny dzień, trzeba będzie rozpocząć spektakl pod tytułem "życie". Czym jest życie? Czy tylko marnym trwaniem od rana do nocy? Promienie słońca padają przez okno wprost na moją twarz. To nie pomaga. Razi mnie to słońce i życie. Serce już nie kołacze, może stanęło i już nie żyję? Może śmierć tak właśnie wygląda, że jest koszmarem na jawie? Może czyjaś miłość była narkotykiem, a ja przedawkowałam i umarłam? A teraz ten film cholernie długi wyświetla mi się przed oczami... Znowu trzeba będzie wstać. Marne egzystowanie pomiędzy godzinami. Prześlizgnę się między godziną pierwszą, a ostatnią. Odpowiem na słowo błahe i ważne. Spojrzę na tłum i na jednostki. Poudaję sobie jeszcze trochę, zanim kolejnej nocy nie umrę na nowo.
I tak umieram każdej nocy szukając antidotum.
Ty nim jesteś, ale Ciebie przecież tutaj nie ma dla mnie.
niedziela, 6 maja 2012
Kolejny raz
Od dawna nie płakałam przez żadnego faceta. Czy mi nim zależy, bo tak mi jakoś smutno po tej całej naszej sprzeczce, po tym, gdy dowiedziałam się, że przez byłą bądź co bądź cierpiał? I jak o tamtej po raz kolejny usłyszałam. On ma o wiele więcej powodów do zazdrości, jednak... Nie wiem. Jest prawie pewne, że nic z tego nie wyjdzie. I tak po prostu lecą mi łzy po twarzy. I nie wiem, czy naprawdę cokolwiek do niego czuję, czy to po prostu mój chory wymysł, który skończyłby się, gdybym miała go dla siebie. Nienawidzę siebie za to. Nie wiem, czy kocham, czy to kaprys. Jednak łzy płyną nie bez znaczenia. Podobno to krew duszy. Moja krwawi intensywnie.
* * *
trzech facetów i trzy spotkania sobie wczoraj odmówiłam
przez alkohol
* * *
trzech facetów i trzy spotkania sobie wczoraj odmówiłam
przez alkohol
czwartek, 3 maja 2012
My.
Dni były takie długie, a noce były usłane gwiezdną biżuterią. Księżyc nieśmiało zaglądał nam do oczu i oświetlał twarze, które patrzyły na siebie z miłością. Spacery splecionych dłoni i kochających ust. Spojrzenie w którym zawarte były całe miłosne etiudy. Czując Twój oddech na swojej twarzy nie potrzebowałam niczego więcej. Świat był tylko nasz i niczyj więcej. Nic więcej się nie liczyło, oprócz tych długich godzin wypełnionych nami. Listy, w których zawarta była ta cząstka miłości, której w żaden sposób wbrew pozorom opisać się nie dało. Gdyby ktoś wtedy kazał mi odejść z tego świata, odeszłabym z uśmiechem na twarzy, bo przeżyłam największe uczucie, jakie spotkać może zwykłego człowieka. Kochałam całą sobą. Co było w tym najwspanialsze? Że otrzymałam wzajemność. Tak piękną wzajemność, że byłam gotowa umrzeć za Ciebie. Wiem, że Ty również... To była wzajemność i zależność. Razem - układ idealny. Osobno? Tak naprawdę nie wyobrażam sobie, jakby to mogło być osobno. Morze łez wylanych ze wzruszenia, strachu o utratę, z zazdrości, czasem z bólu... Ono miało sens. Te łzy kształtowały to uczucie. Tyle lat i żadnego złego słowa wypowiedzianego z obu stron. Wszystko jak idealny sen, jak bajka dla dzieci marzących o miłości. Romantycznie, pięknie, słonecznie... Wydawać by się mogło, że to nieprawdziwe. Czy nie jest grzechem żyć w tak wielkim szczęściu? I pomyśleć, że za trzy miesiące minie cztery lata, odkąd nasze drogi się spotkały. Gdzie Ty i ja połączone już na zawsze wielkim uczuciem. I tak naprawdę żadnego "przedtem", przed Tobą nie było. I "po", gdy Ciebie zabraknie też już nie będzie. Bo tak naprawdę już zawsze będziesz moja.
/ i tak siedząc przytulona do Ciebie ostatnio późnym wieczorem nad wodą po raz kolejny poczułam się tak cholernie szczęśliwa, bo mam kogoś tak bliskiego...
środa, 2 maja 2012
Miss Nobody.
Powiedz mi, jak to jest? Oddajesz swoją duszę i swoje ciało bliskiej osobie - nie ważne, czy to jest kobieta czy mężczyzna. Nie ważne, czy to związek hetero czy homoseksualny. Oddajesz swój największy skarb jakim jest Twoja miłość i masz złudzenie szczęścia. Osiągasz pełnię szczęścia czując, że jest ktoś dla kogo jesteś w stanie zrobić wszystko. Czasami czujesz rozdarcie - czeka Cię milion wyborów. Poświęcasz się, niejednokrotnie zrywając więzi z rodziną dla tej jednej kochanej osoby, dla której jesteś w stanie zrobić wszystko. Na koniec dowiadujesz się, że byłaś tylko na zastępstwo. Że byłaś nikim.
Płaczę jak mała dziewczynka i jestem niesamowicie wstrząśnięta po przeczytaniu książki "Panna Nikt" (autor; Tomek Tryzna).
Nie mogę opanować łez.
Subskrybuj:
Posty (Atom)