niedziela, 1 kwietnia 2012

Pożycz mi płuca.

Mija kolejny dzień. Niedziela. Wiecie, że gdyby nie moje chore babskie dni (naprawdę dotkliwie je przeżywam...) to pewnie bawiłabym się na tym weekendzie gdzieś w najlepsze? Ale w sumie to dobrze. Po raz pierwszy w tym poście... zachowuję "post". Na spokojnie. Chociaż wczorajszy dzień do najspokojniejszych nie należy, istne piekło... Never mind.
Post. Co on dla mnie znaczy? W sumie już dawno przestałam zastanawiać się czym jest dla mnie wiara. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu tak strasznie wierzyłam... Pora się zastanowić, czy dalej chcę być NORMALNĄ katoliczką z krwi i kości, czy odpuścić sobie tą całą szopkę i przejść na ateizm, czy coś podobnego. Zawsze gardziłam takimi stanami pośrednimi, typu "wierzę w Boga, ale nie wierzę w kościół". Albo wierzysz i praktykujesz, albo odpuść sobie i żyj po swojemu. Ostatnio robię to drugie, chociaż w głębi wiem, że gdzieś tam istnieje Bóg...
Ale gadam bez sensu. Znowu boli mnie brzuch. Ale wiecie, że lubię ten ból? Całe te bóle menstruacyjne raz w miesiącu pokazują mi że żyję, jestem zdrowa i jestem Kobietą. Taką z krwi i kości. To fajne.  W piątek płakałam z bólu (3 tabletki + okład nic nie dały), no ale cóż... Popaprana jestem.
Gadam z K. On dalej mnie kocha, wybaczył mi wszystko i chciałby ze mną być. Właśnie dlatego nie mogę pozwolić mu się do siebie zbliżyć. Dla naszego dobra. Bo finał jest pewny - ja nie umiem być w poważnym związku. Albo inaczej - nie chcę, nie jestem gotowa, nie dojrzałam do tego...

Siedzę, egzystuję i dochodzę do wniosków, że tak naprawdę każdy jest mi obojętny. A ludzie naprawdę w większości mają nas w du*pie. Np. taka Ona... Kiedyś mówiła "poradzimy sobie z tym, zawsze będę z Tobą" i odeszła przy najbliższej okazji. No tak, odezwie się raz na tydzień "wypytać" co tam w moim bujnym życiu się dzieje. Myśli, że spotkamy się raz na miesiąc i opowiem jej to, co się wydarzyło. Jak ja po jednym dniu mam tyle opowiadania SAMEJ SOBIE, że czasu brak... Moje życie "niestety" (wg niej) nie toczy się w rytmie łóżko>praca>odpoczynek>praca>łóżko. Jest w nim o wiele więcej, czasami za dużo, ale mi to odpowiada... A ona dla mnie już nie jest bliska i nie dopuszczę jej do siebie. Nowi znajomi stali się ważniejsi? Proszę bardzo. Nigdy nikogo nie proszę o czas dla mnie. "Nie trać czasu na kogoś, kto nie ma go dla Ciebie".

Stwierdziłam dzisiaj, że nie rzucam fajek. Nie umiem. Pamiętam jak kupowałam paczkę na parę dni i myślałam "wystarczy, ostatnia i tyle, a potem okazyjnie, od kogoś...". A teraz gdy widzę, że w paczce zostało 2-3 sztuki czuję panikę. I biegnę do najbliższego kiosku po moje mentolki. W sumie papierosy są tym złem, na które mogę liczyć w każdej chwili. A chyba każdy potrzebuje "wsparcia". Nawet takiego, które nas powoli zabija...

2 komentarze:

  1. Każdy jest Ci obojętny, zastanawiasz się nad wiarą. Nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu. Chyba odcięłabym się od świata, usiadła i ustaliła hierarchię celów i wartości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też zaczęłam się zastanwiać na wiarą...i dopiero kumpel uświadomił mi, że bycie katoliczką a chrześcijanką to dwie różne rzeczy...

    co do papierosów, to dla mnie to zbyt droga przyjemność, która nic nie daje... paliłam jak była na to kasa.

    OdpowiedzUsuń