sobota, 30 czerwca 2012

Wieczna impreza.

Domówki są fajne, a to co na nich wynika jeszcze lepsze. Przeszłam samą siebie, w sumie oboje przeszliśmy. Fajnie jest się złączyć tak na miesiąc, choć wiem, że to zasługa tego, co spożyliśmy przed. Koledzy. Jakieś koleżanki. Pizza. Mecz. Zimne piwo. Dużo fajek. Wieczór. Potem noc. Muzyka. Taniec. Można poczuć szczęście w takich chwilach. Dodatkowo ta bliskość nasza choć absurdalna. Czasami nawet absurdy są fajne. Powroty, gdy robi się już widno. A rano trzeba wstać, bo bank, bo papiery, bo sprawy do załatwienia.
A wieczorem znów odbijanie sobie. Ciasny klub, dużo ludzi. I zawsze ten sam schemat. Od zawsze ciekawi mnie fakt, jak ludzie dobierają się na dyskotekach. Przychodzi Ci kilkaset ludzi i dziwnym trafem każdy na jedną noc znajduje swoją 'drugą połówkę'. No, chyba że siedzi i nic nie robi. To Ci, którzy myślą, że są porządni, a tak na prawdę chuja wiedzą o dobrym życiu i korzystaniu z niego. Ale z takimi ja nie trzymam. Od dawna zaczęłam usuwać ze swojego życia niepotrzebnych mi ludzi. Sukowate, wiem. 
Tym sposobem znalazłam Ciebie i podobało mi się, że nie przeszedłeś do konkretów. Sympatycznie i kulturalnie ten wieczór spędziliśmy. 
A dzisiaj raczej znów odpuszczam imprezę, bo ludzie nawalają. Chyba nie ma drugiej osoby takiej jak ja, która jest gotowa coś robić zawsze. Róbmy cokolwiek, tylko nie siedźmy bezczynnie. Nie ma nic gorszego od nudy i monotonii. Chujowo tu jest.

środa, 27 czerwca 2012

Odnalazłam się przez moment.

Jeden. Dwa. Trzy. Koledzy z dzieciństwa. Drzewa. Trawa. Przyroda. Nic-nie-robić-leżeć-w-trawie-chłodne-piwko-w-cieniu-pić-spalić-fajkę-potem-drugą-gołym-i-wesołym-być. Nie lubię dziewczyn. Dziewczyny są do bani. Wszystkie są fałszywe. Jak jesteś to Cię na rękach noszą i całują. Znikniesz na parę dni i się zaczyna. Tym razem kolejne nowości. Więcej o mnie wiesz niż ja o sobie, koleżanko. Jeden. Dwa. Trzy. Z nimi jest weselej. Wczoraj tamci, dzisiaj Ci. Nigdy sama. Tu i tam. Bycie sobą totalnie. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek uda mi się odnaleźć samą siebie siedząc w trawie i pijąc piwo z kolegami z dawnych lat. A jednak.

edit; po północy
mecz w pubie z kolegami, w przerwach fajki
czego chcieć więcej do szczęścia?
nienawidzę suki, dawno nienawiści nie czułam


WYŁĄCZCIE SOBIE TEN CHOLERNY ANTYSPAM, BO TAM GDZIE GO ZNAJDĘ NIE SKOMENTUJĘ, NIESTETY

Nie-bycie nasze słodkie.

Trzej. Fajni. Sprawdzeni. Od zawsze. Sama. Procent leci. Luz. Pizza. Za ostro. I buziak na pożegnanie. I jeszcze przytul. Pogłaskaj. Dobrzy kumple, dobrzy. Jak dziewczyny są sukami, to chociaż faceci okazują się ok.
A potem Ty i słowa się zaczynają. Wylewają się z Twoich ust strumieniem. Denerwujesz się, trochę drżysz. A może Ci po prostu zimno? Tak dziś wieje. Przytuliłabym Cię teraz, wiesz? Teraz, jak jesteś taki bezbronny i denerwujesz się jak mały chłopczyk, a Twoje oczy są bardziej niebieskie niż zwykle. I chyba się świecą. A więc mówisz, że bardzo mnie lubisz i nie spodziewałeś się, że tak się to potoczy? Mówisz, że całe dwa tygodnie nieobecności w moim życiu myślałeś o mnie nieustannie? Skarżysz się, że zrobiłam Ci wielki bałagan w życiu i narzekasz. Że daleko, że Warszawa-Kraków, że między 11-17, albo innymi dniami, których nie mogę zapamiętać i się złościsz. A połączenie jest dobre, bo pociągi, bo autobusy, bo odległość serc się liczy. Motasz się, zadaję pytania, śmiechem odpowiadam na Twoje wątpliwości. Coś mówię, odpowiadam sylabami, mruknę pod nosem i zamilknę. Nie umiem rozmawiać. A potem idziemy tam, gdzie wszystko się zaczęło. Zbliżasz się, a ja uciekam, choć sama nie wiem czemu. I tak mija nam minuta za minutą, wloką się godziny. Ale nam dobrze. I znowu usta się łączą i serca jakieś takie weselsze. Tak mi dobrze, niech tak zostanie. Ale się urwie-nie urwie. Obiecujesz, że przyjedziesz. Że nie zapomnisz, że się nie urwiemy, nie skończymy. Chcesz ze mną być, ale wyjazd. Więc pozostaje nam nie-bycie. Gdybyśmy poznali się odrobinę wcześniej, gdyby wcześniej to piwo było i ta brudna klatka i winda tylko nasza szalona. Ale czas o nas zapomniał i nigdy na nas nie zaczeka. Nie jest nam dane być razem teraz, choć gubisz się i masz wątpliwości milion. Ja jakaś spokojna taka jestem, bez emocji mówię, choć gotuje się we mnie gdzieś w sercu. Wybucha teraz. Masz takie piękne błękitne oczy, a mój syn ma mieć brązowe. I mąż, ale męża mieć nie muszę. Ale gen dominujący. I tłumaczysz mi, choć tylko geograf z Ciebie marny jak i ze mnie matematyk przyszły niedoszły. Będzie miał brązowe. Więc mogę Cię mieć ze sobą na zawsze, wiesz? I pójdziemy razem do piekła i cieszymy się strasznie. Ale tam się siedzi na zawsze, wiesz? Nie ma stamtąd ucieczki. A więc skazany na mnie będziesz. Chcę być skazany na Ciebie na zawsze. A potem przytulasz jak nigdy i mówię, że tory niebezpieczne, że trzeba uciekać, że nam nie wolno się rozczulać, że tylko sport. A Ty mówisz, że niebezpieczeństwa pragniesz ze mną. I całuję Cię pierwszy raz, nie czekam na Twój ruch jak zwykle. I cieszysz się i mówisz, że znów zyskuję w Twoich oczach. I wiem, że pokaźnych rozmiarów już w Twoich oczach jestem lecz zblednę za tygodni kilka, może dni. 
Wiesz Kochany, zabiorę Cię na łąkę i wezmę za rękę i powiem Ci. Powiem, że na dni kilka będę tylko Twoja, a Ty mój. Będziemy cholernie szczęśliwi, powiem do Ciebie Kochanie, a Ty posiądziesz mnie całą. Zanim pojedziesz do tej swojej stolicy zapchlonej pięknej i wielkiej połączą się nasze serca. Jeśli nie możemy być na zawsze bądźmy choć na parę dni i zapamiętajmy to do końca. A nuż za kilka lat nasze drogi znów się zejdą i nie tylko serca będą razem na zawsze, i to, co nas będzie łączyć, to nie tylko wspomnienia? 

A Ciebie panie, Ciebie mętlik męczy i przepraszasz i źle Ci. Ale ona jest od pięciu lat, ja od dni dziesięciu. Ale pożegnam się z Tobą, skradnę pocałunek. Dla Ciebie będę na godzin kilka, ale zapamiętasz mnie dobrze. Ja nie jestem zła i ogólnie dostępna. Ja tylko chcę sprawiać, byście byli szczęśliwi. Przecież nic o sobie nie wiecie. A ja nic o sobie nie wiem.

edit; środa
przeczytałam dziś przypadkiem post o mnie, u pewnego pana
jak można nazwać kurwą kogoś, kogo zna się tylko ze słów? żyjemy w kraju bez tolerancji, bez rozumu
dedykuję Ci UwG piosenkę Eldo-Mędrcy z kosmosu, a następna randka i pocałunek z nowym facetem też wykonam z myślą o Tobie, chuj Ci w dupe;)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Błaganie.

Przyjdź tutaj i mi pomóż. Wyrwij mnie z objęć tej przemocy psychicznej i przerwij, ucisz ten krzyk, między kurwą a jebaną dziwką. Zamknij te usta bijące mnie po twarzy i kopiące po całym ciele – chociaż tylko słowem. Przytul moje poobijane od wewnątrz ciało, posiniaczoną duszę i krwawiące serce. Obejmij ten trzęsący się wrak człowieka, ujmij w dłonie spuchniętą twarz. Otrzyj miliony łez spływające po mojej twarzy. Przerwij to, bo umieram. Z każdym dniem umieram coraz bardziej i zatapiam się w agonii. Każde słowo coraz szybciej we mnie uderza, pociski słów przeszywają mnie na wskroś. I skulam się w sobie, zamykam i leżę jak zbity pies. Poduszka jest mokra, a w drzwi uderzają jakieś przedmioty. Wiązanka diabelskich słów skierowanych w moją stronę. Przyjdź, kimkolwiek jesteś i błagam, pomóż mi bo umrę. Albo z rozpaczy, albo z przedawkowania. Czegokolwiek.



edit; przed północą
ma dziewczynę. ten z dyskoteki (i od auta nocą). od 5 lat. kurwa, po co to było, po co... nie wierzę. przyznał się chociaż. ;] kurwa...

Między pomiędzy gdzieś...

Kartki z kalendarza wyrywam tylko dla zasady. Chowam je gdzieś do szuflady, nie wyrzucam. Zupełnie tak, jak ostatnie wspomnienia. Chowam gdzieś w zakamarkach mojego zaśmieconego umysłu. Śmieci wypadają z szuflady, gdy ją otwieram. Myśli wylewają się z głowy na poduszkę, gdy tylko zamknę zmęczone powieki. Dni przeplatają się ze sobą jak kosmyki włosów w uplecionym przez kogoś warkoczu. Jeden; intensywny, wesoły i pełen beztroski. I ten następujący zawsze po nim, niemal jak noc po dniu; dzień, w którym jestem jak własny cień, nie mam na nic sił i jestem, ale jakby mnie nie było. Już dawno nauczyłam się żyć w ten sposób. Akcja - reakcja. Zabawa - zapłata. Podczas dni chronicznego zmęczenia baczniej obserwuję świat, ale jakby przez mgłę. I widzę. Małolaty tracące dziewictwo w wieku, w którym ja traciłam mleczne zęby. Alkoholicy w wieku, w którym moją największą atrakcją było boisko i lody z przyjaciółmi. Papierosy tam, gdzie u mnie były kolorowe lizaki z odpustu. Patrzę i mam mieszane uczucia. A niech robią co chcą. Tylko ku czemu to zmierza? Za chwilę patrzę na siebie sprzed paru lat i na siebie teraz. Totalna destrukcja, odrodzenie, renesans osobowości.

Ile człowiek musi przejść, by poznać swoje prawdziwe oblicze? 
Jak wiele błędów popełnić, zanim powie sobie; taki jestem i nie chcę się już zmieniać.

Interesujące zjawisko;
rozmawiam z dobrym (?) znajomym, choć o wiele starszym
On: Z każdym facetem rozmawiasz tak jak ze mną?
Ja: To znaczy jak?
On: Flirt.

Interesujące. Z każdym tak rozmawiam, ale z nikim nie flirtuję. Nie celowo.

niedziela, 24 czerwca 2012

Rozmowa jest kluczem.

Boję się szybkiej jazdy, trzeba mnie przytulić. A może ja... ja bym mógł? Przecież Ty nigdy mnie nie przytulasz. Właśnie to zauważyłem i się nad tym zastanawiałem. Bo widzisz... Przytulanie i inne czułości prowadzą na bardzo niebezpieczne tory. Zauważyłam, że unikasz tych torów jak ognia. Całowanie przecież to tylko sport. Wiesz? To fakt. Od dłuższego momentu unikałem takich torów i do niedawna szło mi całkiem nieźle... Co chcesz przez to powiedzieć? Musimy porozmawiać.

Pan od piwa sobie o mnie przypomniał po dwóch tygodniach nieobecności w moim życiu i przypadkowym spotkaniu w parku, które zakończyło się z moimi znajomymi, na imprezie, a potem ze mną na łące. Czego on chce i dlaczego akurat teraz?

sobota, 23 czerwca 2012

Jaki ten świat mały.

Wczoraj jeden M. ugadał się z drugim. Ten cham M. najgorszy poznaje moich znajomych i im o nas opowiada. Po co?! Dowiedzieli się, że z obydwoma coś... coś. Pogadali sobie o mnie. Jaki cyrk, dobrze że tam mnie nie było, jeszcze gdybym była z K. i byłby A. to byłby cyrk na kółkach. Tylu facetów, z którymi kręciłam/kręcę. Jakby się o mnie zgadali... W ogóle z kim ja bym bawiła? A raczej - z którym?
A pani przyjaciółka od byłego ładne plotki o mnie rozpowiada. Ze mną się nie zadziera, za swoje słowa trzeba brać odpowiedzialność. Pięść już mi się zaciska, załatwię tę sprawę z dziewczynami w tym tygodniu. 
Kurwa mać, za mały ten świat na tyle romansów. Chyba powinnam całować się za każdym razem z facetem z innego kraju, może by nie wyszło, że co tydzień bawię się gdzie indziej.

edit; przed 3
coraz więcej ludzi wie o moim wyjeździe na stałe. wszyscy reagują tak samo; niedowierzanie, zaprzeczenie, złość, w końcu łzy. nawet on, który widział mnie kilka razy w życiu, rozmawiał parę razy, jest znajomym. rozpłakał się. kurwa jego mać. dlaczego?

piątek, 22 czerwca 2012

Spełnione marzenia.

Spełniam swoje marzenia. Wzloty, odloty, zaloty. Całowanie w windzie z kimś, kto mnie pociąga. Spędzenie z nim przyjemnie czasu w wielkim wieżowcu, na szczycie, gdzie z okien widok na panoramę miasta. Poznanie kogoś i zrobienie wszystkiego na co mam ochotę - szaleństwo. Poznanie kogoś na dyskotece, dziki taniec i miła kontynuacja. Wspólne palenie, gdzie on pali, a ja ciągnę wprost z jego ust - i nawzajem. Leżenie z nim na łące, całowanie się pod drzewem i dzikość w plenerze, nad nami cudowne niebo z pięknymi chmurami. Beztroska. Picie piwa w plenerze z paczką dobrych znajomych i z nim, tak by miał dobry kontakt z moimi przyjaciółmi. Totalny odlot z dobrymi ludźmi. Szybka jazda dobrym autem ciemną nocą z nim. Dzika przygoda z tyłu samochodu z kimś o  pięknych oczach. Wychodzenie o nieokreślonych porach, chodzenie w dziwne miejsca i jeżdżenie stopem gdzieś daleko. Wyjazdy do innych miast, zwiedzanie, całowanie się wszędzie gdzie się da. Dzikie przygody w ubikacjach, na klatkach schodowych, na ławkach. On, który przytuli mnie gdy obrażę się na żarty i nazwie mnie swoją małą. Szalone smsy z imprez z najlepszą przyjaciółką. Długie rozmowy o seksie, masturbacji, trójkątach - bez ograniczeń. Ja to wszystko sobie spełniam, tyle rzeczy wydarzyło się w ciągu zaledwie dwóch tygodni... I byłabym cholernie szczęśliwą dziewczyną, gdyby on to była jedna osoba, nie kilka.

Miałam byś dzisiaj na imprezie. Trzech czeka na mnie z niecierpliwością, pewnie dużo by się działo. Zostałam i wyrywam sobie włosy z głowy z tego powodu, kurwa jego mać. Abstynencja do niedzieli, aż się spotkamy i upiję się jego ustami. Bo JEGO ustami upiłam się wczoraj, całkiem przypadkiem. Znowu ich dwóch na raz.

* * *

Gdybyś był, a nie bywał
Raz na jakiś czas
Byłabym wreszcie czyjaś
Nie bezpańska, aż tak

środa, 20 czerwca 2012

Bezsenność.

Wszystko mnie boli. Każdy mięsień ciała mi się sprzeciwia. Znów po północy, a tutaj pusto. Za gorąco. Za samotnie. I potrzebuję cholernie jakichś silnych ramion, które by mnie objęły. Pełno dziwnych rozmów, aluzji, uśmieszków, propozycji. I nawet za pół godziny by mogły być tu jakieś tymczasowe ramiona. Na chwilę, na noc. A ja kurwa chcę bezpiecznej przystani tylko. I kurwa znowu zadłużyłam się w niewłaściwym facecie, bo mnie szlag trafia, że od 24 godzin nie zamieniłam z Tobą słowa. A znamy się kilka dni... Pasujesz mi, wiesz? Pasuje mi w Tobie wszystko, co już znam. Mógłbyś zostać u mnie na dłużej, ale dzieli nas to cholernie dzielące "jestem młody, jestem młoda, chcę się wyszaleć". Oboje chcemy i się miniemy, choć spotkanie dane nam było całkiem przypadkiem. Chodź tutaj i weź mnie kurwa w ramiona, przyciśnij tak mocno do siebie, całuj jak opętany i rób, rób ze mną co tylko chcesz.


edit 20:30, środa
odezwał się, odezwał się, odezwał! "co dziś robiłaś" od niego brzmi cudownie, a pytanie o spotkanie sprawia, że od kilku minut nie przestaję się uśmiechać, głupia!
edit po północy
czekał cały dzień, aż się odezwę i nie wytrzymał - jestem słoneczkiem i myszką, no i mnie lubi, ma też motyle w brzuchu jak ze mną rozmawia
jak ja uwielbiam facetów, którzy coś wypili - wszystko ze mną ok?
jeszcze później
MOGŁABYM SIĘ W TOBIE ZAKOCHAĆ

wtorek, 19 czerwca 2012

Niedobory.

Ławka. Szkło. Butelka. Kapselek. Niebieskie. Artykuł. Zabronione. Publicznie. Dokumenty. I ich brak. Ostrzeżenie. Jasne. Zmiana.
Dzień upłynął przy dźwiękach przewracającego się szkła i strzelającego kamyczka w zapalniczce. Był, ale jakby go nie było. Przeżyty, ale jakby życia w nim zabrakło.

Choruję na chroniczny niedobór Ciebie.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Niczyja.

Dziwka nigdy nie całuje swoich klientów podczas seksu. Niczyja nigdy się nie przytula podczas całowania. Ta pierwsza sieje sama w sobie spustoszenie, ale ma z tego pieniądze. Ta druga sieje spustoszenie w swojej duszy lecz ma z tego satysfakcję i przyjemność. Niczyja chciałaby usłyszeć od kogoś "jesteś moja", ale nie potrafi kochać. Jak przyjąć czyjąś miłość, skoro samemu nie potrafi się nią darzyć? Każde "kocham" ma swój termin ważności, po którym wygasa, jak umowa z telewizją kablową. Kończy się czas, kończy się kochanie. I od nowa, kolejne umowy. Wszystko na zasadzie biurokracji i zysków. Ty mi coś dajesz, ja daje Tobie coś w zamian. Czerpiemy obopólne korzyści. Straty również ponosimy, ale nie wolno nam mówić o nich na głos. Chciałaby kochać, ale przyciąga takich jak ona - muszę się wyszaleć, mamy czas. Zaczyna odczuwać znużenie, potrzebuje stabilizacji.
Spotkanie, niewinność, szaleństwo, wariacja. B e z   z o b o w i ą z a ń. Niczyja się w to wszystko zawsze pakuje, bo ma wiele okazji. Wiecie dlaczego to robi? Bo po prostu potrzebuje silnych ramion, w których będzie mogła się choć przez chwilę schować przed światem i samą sobą. Nawet, jeśli nie zawsze to otrzymuje, ma chwilę przyjemności, którą w swoim umyśle zamienia na poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście to wszystko fikcja i auto-okłamywanie, ale bez tego uczucie pustki byłoby zabójcze. A niczyja mimo wszystko chce żyć, bo nadal wierzy w miłość.

* * *
Po tym jednym z najbardziej ekshibicjonistycznych postów na tym blogu pochwalę Wam się, że kupiłam sobie dzisiaj kilka kosmetyków, byłam na pizzy, mam zapasy czekolad i chipsów (mam na ich punkcie bzika totalnego!) i zrobiłam mrożoną kawę :) Dołączam Wam zdjęcie, pychotka! (jakość kamerkowa).


Nastrojowo u mnie... I muzyka i video sprawia, że oczy szczypią, a dech jakoś tak zamiera w piersi. I nagle jego słodkie miny, piękne oczy i cudowny zapach mi się przypomina. Po co, po co, po co. Wyprzeć to jak najszybciej ze świadomości.


Nie przyzwyczajaj się, uciekaj w porę.

BMW ma dużo miejsca. Wystarczająco dużo na pokuszonko, pokuszenie letnie. Zwinny taniec dłoni, symfonię ust. Kilka nowych złudzeń i paczkę gum. Do wyboru do koloru. Balonowe i kolorowe, miętowe także. A życie pędzi szybko i już nigdy nie zaskoczy mnie niewykorzystanymi szansami. Ja mam Twój zapach, Ty masz mój. Na dziś nam wystarczy, jutra może nie być dla nas już.

Telefon wciąż gorący od naszych rozmów, choć rozstaliśmy się kilka godzin temu. Pisk opon, pisk uderzającej o podłogę rzeczywistości. T o   t y l k o   n a   c h w i l ę.
N i e   p r z y z w y c z a j a ć    s i ę. Tylko się nie przyzwyczajać.

niedziela, 17 czerwca 2012

niewolnicy namiętności

Tak niewiele trzeba nam, żeby bawić się do łez. Kolorowe oczy ścian, reflektorów deszcz.
Przesiąknięta każdym kolejnym dźwiękiem i poobijana przez dudniące basy. Delikatny uśmiech, rozbiegany, nieco nieprzytomny wzrok. Parkiet. I wirujemy nagle, odlatujemy stąd daleko i żyjemy w innym świecie. Czujemy prawdziwą wolność, a każda kropla potu jest kroplą radości. Uśmiech, śmiech, radość. Czyjeś ręce na talii. Szybkie spojrzenie w bok i już wiesz, że to z nim spędzisz resztę nocy. Początkowo nieśmiały taniec zamienia się w dzikie wicie się po parkiecie. Splot słoneczny przekazuje impuls, splot dłoni wskazówki. Czas na papierosa. W oparach dymu, w oparach myśli. Kto jest, gdzie jest, po co tu. Palą oboje. On wypuszcza dym z ust, ona przysuwa się i zaciąga się tym, co wyleciało. Zbliża się do niego, on się nachyla, ale ona szybko robi unik. Ona uśmiecha się figlarnie, on już wie, że to gra. Jeszcze kilka razy robi mu niespodziankę i wychodzą. Szybki taniec, szybkie procenty przechodzące w promile. Tym razem z umiarem. Syndrom po-papierosowy daje o sobie znać, coraz śmielsze gesty. Masa czasu mija, znowu papieros. Tym razem śmielej, już nie tylko ich wzrok się łączy. Mokro, głęboko, czule. Wariacja ust ustaje, znowu go unika. Chodźmy na górę, tam nikogo nie ma. Słyszy. Jesteś taka śliczna i masz takie delikatne usta. I lubię Twoje oczy, są ładniejsze niż moje, nosek też jest piękny. Roześmiała się, co jeszcze ma pięknego. Odpowiedzią był kolejny pocałunek. Reflektory rażą, razi tłum. Schody, stolik, kanapa, pustka. I już możemy odlecieć daleko, możemy być tylko my. Świat zatrzymuje się na chwilę. Kilka spojrzeń rzuconych w tłum - nikogo nie ma. Tylko my. Duet doskonały. Dotyk, szept. Zlizany mus z ust i wypieszczone pragnienia. Chodź do mnie, to niedaleko stąd. Wrócisz rano. I słowo, użyte tylko w stosunku do niego, tylko w stosunku do tej bajkowej perspektywy - nie. Dlaczego, czy to strach, czy coś nie tak, czy nie dziś, czy... Wszystkie usta można zamknąć pocałunkiem, by uwolnić się od zbędnych pytań. Minuty, godziny, parkiet pustoszeje. Jeszcze tylko mnie przedstaw, tylko daj mi swoje zdjęcie, tylko wypij do końca... Czas iść. Fajna historia na komedię romantyczną, mimo że trwała kilka godzin. Jeszcze ostatni dotyk dłoni, ostatnie pocałunki. Namiętniej niż zwykle, czas się sobą nacieszyć, może na kilka dni, może na wieczność. I rozstanie, zbyt szybkie, jak na te wszystkie chwile. Ona jeszcze się bawi, jeszcze ostatnie znikome ale obecne procenty nie wyparowały, korzysta. Kolejne okazje - odrzuca. Dziś była tylko jego, mimo że wcale się nie znają. Na jedną noc należała do faceta, którego wcale nie zna i jest mu wierna po ostatnie uderzenia basów w klubie. Paranoja. 
Budzi się rankiem czując jego zapach we włosach, na poduszce. I tęskni. Destrukcyjna tęsknota do kogoś, kto nigdy nie był nasz, z kim łączyło zaledwie kilka spełnionych wspólnie pragnień. Budzi ją telefon. On. A więc nie zapomniał, jeszcze czegoś chce. Czuje niedosyt? Chce osiągnąć swój cel i posiąść ją w całości? Nie wie. Kolejny dzień, kolejny telefon. Umówieni. Pójdzie-nie pójdzie, zrobi-nie zrobi. Żałować nie będzie. Jako niewolnik namiętności może czasami pozwolić sobie na zbędne uniesienia. 

* * *
Śniło mi się, że jestem w ciąży. Dawno nie odczułam tyle radości, co w tym śnie.

czwartek, 14 czerwca 2012

Odlot donikąd.

Trzymaj jak najdłużej w płucach. Wypuść, jak zacznie Cię dusić. Słyszała wskazówki ludzi, którzy wydali jej się w tej chwili tak bliscy. Bo przecież oni są tacy jak ja. Kolejne myśli. Nie strachaj, mała. Przecież ona się nie bała. Z zawrotną szybkością doszło do niej, a więc poddała się chwili. 
Pokój stał się obcym pomieszczeniem pełnym dziwnych przedmiotów. Popatrzyła na przyjaciół i rozśmieszył ją ten widok. Zaczęli się śmiać, jedno za drugim. Widząc roześmianych ludzi konwulsje wstrząsnęły nią jeszcze bardziej. Po chwili nie mogła opanować śmiechu, śmiała się całą sobą, śmiał się cały pokój, cały świat śmiał się razem z nimi. Nagle chaos, coś się zmieniło, coś jej uciekło i już była w innym pomieszczeniu. Doznała szoku, zaczęła się bać, przeczuwała klęskę. Ucieczka. To było jedyne rozwiązanie. Mała, co się z Tobą dzieje? Słyszała jak za mgłą. Kiwnęła. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Wszystko gra... Więc znów zaczęła się śmiać. Głosy przychodziły jakby z innego świata. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha. Nie strachaj, wszystko gra, ha ha ha.. STOP! Zatrzymajcie to. Przecież ja już to widziałam. Stop klatka. I znów to samo. Gwiazdki w niebie, cisza nad głową, przeraźliwy wrzask duszy. Czy to już piekło? A może ja jestem w piekle? Kiedy to się skończy? - Chodź jeszcze, zrobimy sobie dobrze. I kolejna rundka. Początkowy wrzask zamienił się w uciążliwy pisk. Jakby jakiś skrzywdzony pies skomlał i błagał o litość. Śmiech. Jest dobrze, tak jest dobrze. Jakiś trzask drzwi, wiatr wpadający przez otworzone okno i odgłos przesuwanego stolika. Tam ktoś leży. Padł jak martwy. Dobrze, niech poleży. Ludzie muszą odpoczywać. Moment i już była gdzie indziej. Ćwierkają ptaszki, leniwe promienie słońca padają na zmęczoną twarz. Ach, jak bardzo jestem zmęczona. Przymknęła powieki. Kurwa! Co się dzieje! Nie zasypiaj tutaj. Ej mała! Co jest? Co jest? Co jest? Poczuła czyjąś dłoń na policzku. I drugi raz, trochę mocniej. Chyba chcą ją całować, do nieba zanieść na rękach. Stop klatka, cisza. I już stoi pod wodospadem. A woda leci na nią i leci. Jakim cudem wodospad znalazł się na balkonie w ciemną noc? Nieważne. Tak jest dobrze. Zostawcie mnie tutaj, jest dobrze. Jakieś szepty w pokoju, znowu otwierane drzwi. Ktoś przyszedł, ktoś odszedł. Nie zostawiajcie jej samej, miejcie na nią oko. Chwila westchnienia. Co jest? Przecież to jest dobrze, mogę być sama. Taki piękny dziś dzień. Nagle szepty ucichły. Woda przestała płynąć, ale objęcia ciszy nadeszły z odsieczą. Jak błogo, jak dobrze, jak spokojnie... Została tylko cisza.

Otworzyła oczy, rozejrzała się po pokoju. Ludzie. Nerwy w powietrzu. O co chodzi, jest dobrze. Jakieś dłonie przesunęły się w okolice jej piersi, złapały za rękę. 
- Żyje. 
Roześmiała się, znowu cały świat się z nią śmiał. Śmieszne meble, śmieszne okno i stół. Przymknęła powieki, spod który zaczęły wyciekać łzy radości. I znowu ta uciążliwa cisza. Tylko echo jej histerycznego śmiechu dźwięczało i odbijało się od ścian. 


Walczy we mnie tyle postaci. Jestem jak wiecznie niespokojne morze. Codziennie powstaje we mnie coś nowego, pełnego niedosytu dla widza z zewnątrz i zrywam się do nowych poszukiwań jak fala bijąca o brzeg.

Tylko walcząc czujemy, że naprawdę żyjemy.

Żadnego ostrzeżenia, żadnego alibi
Zniknęliśmy szybciej niż prędkość światła
Spróbowaliśmy, rozbiliśmy się i spłonęliśmy

poniedziałek, 11 czerwca 2012

splątane, poplątane nerwy

Nerwy. Nerwy. Masa nerwów. O wszystko. Nie wiem czy to taki dzień cyklu, czy może presja. Zostało tak niewiele czasu, a tak wiele trzeba zrobić. Oczywiście zamiast wziąć się do roboty niekonstruktywnie spędzam czas. Wszystko mnie boli. I ciało jakieś takie nieswoje i dusza jakaś taka poobijana. Nie wiem jak przeżyję jutrzejszy dzień. Bez upadku pewnie się nie obejdzie. Jedynym plusem będzie wieczorny mecz (mecz jak mecz, ale zawsze coś). Może spotkam się z nim. Nie wiem. Tydzień zaczęłam od fajki, skończyłam przy piwie. To już norma. Teraz też by się przydało. Trzeba będzie zająć płuca na odstresowanie. Wiecie co jest najgorsze? Nie mam możliwości obejrzeć teraz, kurwa meczu. A Francja do cholery zremisowała z Anglią, a była w chuj dobra.

niedziela, 10 czerwca 2012

Kto Ty jesteś? Kibic mały.

Koniecznie jakaś duża koszulka z logo drużyny. Dobrym pomysłem jest też szalik, który pokazuje Twoje zjednoczenie z idolami. Zimne piwo, jakaś przekąska i duży ekran. W przerwie kilka zaciągnięć na odstresowanie ("znów zjebał tak dobrą akcję! a było tak blisko! kurwa! poprzeczka!). Komentowanie, przeżywanie, emocje, łzy, wiwaty, krzyki. I ta wielka radość, gdy padnie bramka. Można wtedy faktycznie przeżyć katharsis. 

Do boju Polska! Do boju Portugalia! Do boju Hiszpania! Do boju Chorwacja!
Póki co...

Taka tam mała wielka pasja xyz.

Czeka mnie cholernie ciężki tydzień. Ale rano kupię fajki, rano kupię fajki, rano kupię fajki! :)))

sobota, 9 czerwca 2012

kwantowa teoria naszych ciał

Mijam góry radości, doliny zmartwień, przeskakuję rzeki łez. Wpadam w kotliny rozpaczy, by za chwilę dzięki szybkiemu spierwiastkowaniu wypaść na prostoliniowy tor melancholii. Tonę w niej jak w oceanie, czując słony smak NaCl. Mnożę nas przez siebie, dzielę nasze wątpliwości i dodaję kolejny pocałunek podzielony przez odległość serc. Na sinusoidzie euforii skaczę i opadam. Czy istnieje jakiś wzór Sarrusa, gdzie dzięki krzyżówce naszych ciał znajdę rozwiązanie? A może mądry Viète wie, jak nas do siebie dodać, byśmy nie wyszli ujemni? Mnożąc mnie razy Ciebie wychodzi jakiś ułamek, a przecież nie chcemy być dziś podzieleni. Newton coś mówił o oddziaływaniu naszych ciał, lecz Kepler zaraz dodał, że każde z nas ma swoją własną orbitę. A gdyby tak oszukać ich wszystkich i wpaść na jeden tor? Bądźmy hermetyczni razem, nie przepuszczajmy żadnych wątpliwości do siebie. Nie bądźmy jak wapienie, które się rozpuszczają. Czy nie możemy być diamentami? Ja bym we wszystko Ci uwierzyła, nie zważając na naukę, lecz nie dana nam konkluzja.
Właśnie usłyszałam, że jesteśmy równaniem sprzecznym i brak nam rozwiązań.

Efemeryda.

Efemerydą jesteś. Czasami mam wrażenie, że pojawiasz się tylko po to, by za chwilę zniknąć i zostawić mnie samą, z niewypowiedzianymi słowami na ustach.

czwartek, 7 czerwca 2012

W lesie znaczeń słów łatwo zbłądzić.

I uginam się, zginam na pół. Zgięta tak leżę i kończyny jakieś powykręcane, nieswoje, nie moje. Zbłąkany wzrok kieruję w nicość, bo tylko ona mnie otacza. Czarne mroczki, świsty, gwizdy i lamenty słów. Jakieś ocieranie się o siebie słów i znaczeń zupełnie tutaj niepotrzebnych. Patrzę, wyglądam za Tobą i jakoś taka pustka mi zostaje. Słowa. To nie one są dziś diabłami. To ich brak uwiera mnie gdzieś w okolicy pompującego mięśnia. Doskwiera mi dziś brak Ciebie. Leżę więc tak, a w tej nicości nawet dźwięki nie chcą się przedostać do Ciebie. Sygnałów nie wysyłam, bo mi mówią, że zasięgu brak. Daleko mi do Ciebie dziś strasznie, choć blisko nigdy nie było. Jest pogłoska, że kiedyś wspólny akord znajdziemy.

środa, 6 czerwca 2012

Od zawsze byłem grzeszny, gniewny.

Była taka niewinna. Jej figlarny uśmiech podkreślał jej kobiecość, ale była niewinna. I wszyscy o tym wiedzieli, a ona doskonale zdawała sobie sprawę ze swej czystości. Fizycznej i mentalnej. Korzystała z życia jak każdy inny człowiek, ale zawsze wiedziała, gdzie są granice. I ich nie przekraczała. Wszystko w dozwolonych ilościach, albo wcale. I bez tego czuła się wspaniale. Wcale nie musiała być na haju, żeby przeżyć wspaniały dzień, albo zaliczyć dobrą imprezę. Mocno kochała i była w tym stała. Nie wyobrażała sobie zmieniać partnerów co kilka miesięcy, a tym bardziej dni. Miała swój mały (wielki) poukładany świat, w którym były rzeczy ważne i ważniejsze. Doskonale określiła swoją hierarchię wartości i działała zgodnie ze swoim sumieniem. Zawsze była idealna w oczach innych. Poukładana uczennica, dobra córka, fajna koleżanka, szalony i pogodny człowiek. Tak naprawdę niczego jej nie brakowało, bo posiadała wszelkie cnoty. Jak inni miała wady, ale świadomie z nimi walczyła. Chciała stawać się coraz lepsza. Miała swoje chwile słabości, ale z każdego upadku wstawała i wyciągała wnioski. Zależało jej na Bogu, rodzinie, przyjaciołach, bliskich, na karierze, na tym, by szerzyć dobro. By pozostawić po sobie jakiś ślad, coś cennego. By nie odejść niezapomnianą. 

Jest wulgarną wariatką. Potrafi bez wyrzutów sumienia całować kilku facetów jednego dnia. Fajki to jej drugi nałóg, zaraz po kawie. Alkoholem też nie gardzi, czasami zdarza jej się przeginać. Możesz spotkać ją z flaszką wódki i papierosem wśród (nie)znajomych jej ludzi, podobnych do niej. Na niczym jej nie zależy i wszystko jest jej obojętne. Wie, że gdzieś tam istnieje Bóg, ale urwała z nim kontakt. Nie odbiera od niego telefonów, a sama nigdy do nikogo pierwsza nie dzwoni. Uważa, że kocha, ale wraz z dziesiątym pocałunkiem przechodzi jej miłość. I znowu zachowuje się jak samica, która chce upolować coś tylko dla rozrywki. Sztuka dla sztuki. Żadnych zobowiązań, żadnych zahamowań, żadnych granic. Jej uśmiech każdy kolejny facet traktuje jako zaproszenie do łóżka i mimo, że w tej sferze ma granice, nikt o tym nie wie. Głośno się śmieje i bywa chamska. Ma masę przyjaciół, wrogów lekceważy. Nie obchodzi ją, co będzie za rok, albo za dwa. Liczy się to co tu i teraz. Doskonale zdaje sobie sprawę, że to droga donikąd. Wie, że każda dyskoteka się kończy, każda butelka piwa kiedyś zostaje opróżniona, a paczka po fajkach ląduje w koszu. Ale się tym nie przejmuje. Odpowiada jej skrajny nihilizm. Balansuje na granicy zła i już nie pamięta, jak to jest żyć normalnie. Życie na haju przyniosło jej tyle korzyści, że nie chce z niego zrezygnować. Bo po co brnąć przez piekło, skoro można mieć raj już tutaj, na ziemi?


* * *
Powiedział, że mam fajne, miękkie usta. Szkoda, że nie był Nim.

wtorek, 5 czerwca 2012

Relacja bez nazwy.

Miarowy stukot kropel o parapet. Ty, Ty, Ty... Mocne brzmienia dobrego rocka. Ty, Ty, Ty... I nawet wstawanie jest łatwiejsze, gdy wiem, że Cię dzisiaj spotkam. Ale to tylko czasami, raz na jakiś czas... Bo przecież my jesteśmy tylko raz na jakiś czas. A potem idziemy każdy w swoją stronę i już nas nie ma. Znikamy. Relacja bez nazwy. Szczypta pożądania, z domieszkami zazdrości. Nutka sympatii i kropelka nieokreślonego. Kim Ty jesteś, mój drogi? Czy jesteś jak inni? A może jest w Tobie coś, czego nie powinnam wypuszczać z rąk? A może dać Ci wolną drogę i poczekać, aż się ruszysz, coś zrobisz, coś zmienisz dla nas... Nas nie ma. Obiektywnie nie istniejemy, chociaż łącząc się raz na jakiś czas tworzymy całkiem zgrany duet. Jedność. Spójna jedność bez nazwy. I znowu prześladuje nas ta bezimienność. I nawet jeśli mam ochotę pochłonąć Cię całego, zatopić się w Tobie na wieki patrzę na Ciebie mówiąc; jeśli chodzi o odległość serc, to już bliżej nam do Ameryki, niż do siebie.

niedziela, 3 czerwca 2012

I rozstrzaskałyście się na milion kawałków.

Niepewnie ściskałam je w ręce, tak nie za mocno, nie za bardzo... Nie chciałam uszkodzić żadnego. Obchodziłam się z nimi jak z dzieckiem - zapewniałam im wszystko co tylko trzeba, by przetrwały, karmiłam je regularnie i patrzyłam jak w moich oczach rosną. A potem zaledwie kilka słów, mały dystans i wypadły mi z rąk. I roztrzaskały się na milion kawałków. Złudzenia. 
I już nie łudzę się, że kolejny pocałunek zdobędzie trochę więcej magii niż poprzednie, albo że Twoje objęcie mnie będzie znaczyło c o ś  w i ę c e j. Jedna zdystansowana rozmowa mi wystarczyła. I co z tego, że nic nie powiedziałeś na ten temat. I co z tego, że robisz wszystko, by pokazać mi jak bardzo Ci zależy. Poczułam coś w sercu. I na twarzy. Tym drugim były łzy, tym pierwszym jakiś kamień, który spadł nagle na to wszystko, co myślałam, że do Ciebie czuję. Teraz leży przygniecione. Ale ja to pominę, aż się całkiem zakurzy. A kiedyś, w przyszłości - wyrzucę. Poczułam, jakbyś chciał przez takie rozmowy całkiem do nas podobne pokazać mi, że jednak jest granica. Granica, gdzie TY i JA nie zamienia się wcale w MY. Że tworzymy coś odrębnego, co nie ma szansy się zjednoczyć. I może zupełnie nie rozumiem facetów i błędnie odczytuję wszystkie znaki, ale dla własnego bezpieczeństwa się wycofuję. Wiem, że łzy, które teraz mam na twarzy pokazują, że coś do Ciebie czuję. Ale wiesz co? Cieszy mnie to. Bo mój płacz nie zmienia się w szloch, a więc nie wszystko stracone. Mogę jeszcze odzyskać swoje serce. Tylko muszę trzymać Cię z dala, na odległość od siebie. I to spotkanie za dwa dni potraktować jako zwykłe wyjście po przyjemność. Skończy się na zespoleniu ust, ciał, ale nie na zespoleniu serc. 

Bo widzisz, mój drogi... Czasami trzeba umieć odróżnić przyjemność od miłości. I powiedzieć sobie nie, dla połączenia tych dwóch. Ja już powiedziałam, tylko nie utrudniaj, nie wchodź mi zbyt głęboko do serca. I niczego nie obiecuj. Bo Cię pokocham. 

* * *
Tęsknię za tymi niebieskimi oczami
Jak całowałeś mnie w nocy
Tęsknię za sposobem w jaki spaliśmy

Jak żaden wschód słońca

Lubiłam smak twojego uśmiechu
Tęsknię za sposobem w jaki oddychaliśmy

Ale nigdy nie powiedziałam Ci

Co powinnam powiedzieć
Nie, nigdy nie powiedziałam Ci
Po prostu to ukryłam


sobota, 2 czerwca 2012

Strumienie pytań zalewają mnie.

Czy myślę, że to ma szansę się ziścić? Od zawsze byłam ostrożna, ale tym razem pokonuję sama siebie w byciu pesymistką. Wmawiam sobie i wszystkim naokoło (bliskim), że to nic. Że nic nie będzie, nic poważnego, nic dla nas, nic na stałe, nic... Moje serce przeczy i wydziera się wniebogłosy, że coś, że tak, że na stałe, że już teraz, że owszem... Ale usta zaprzeczają myślom. Bo ja ostrożna jestem. Czy to zakochanie moje? Ciągle zaprzeczam i neguję, ale chyba coś w tym jednak jest. Nie jest mi obojętny, a to już coś znaczy. Od dawna nikt nie był dla mnie nie-obojętny. Czy moim zdaniem taka wieczność byłaby dobra? Ciągle mówię, że jest niechciana i przereklamowana, ale szczerze o niczym innym nie marzę. Chcę wtulić się w jego ramiona i być spokojną, że nie zmienią się one za dwa tygodnie. Ani wcale. Czy chcę tak bez zobowiązań? Czy się nie boję? Strasznie się boję. Ostatnie moje dni są wypełnione od rana do nocy strachem. Strachem o to co będzie, jak będzie, co zrobię, jak go nie będzie, czy będzie jeszcze kiedykolwiek, czy tylko jeden raz... Nie chcę bez zobowiązań, w pozornej wolności. Bo to jest imitacja wolności. Prawdziwą wolność można odnaleźć chyba tylko w ścisłej niewoli. Tej dobrej, z wyboru. Czy jest szansa? Ja nie mam pojęcia czy jest. To wszystko jest takie piękne, a zarazem tak proste i skomplikowane, że nie wiem. Nasza historia jest tak banalna, że aż niezwykła. Tak krótka, że wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Tak przypadkowa, że wydaje się być zrządzeniem losu. Nie wiem czy jest szansa, choć to wszystko wygląda na piękną historię. Nie wiem jak się przekonać, jak to wygląda od drugiej strony. Nie umiem i chyba boję się o tym porozmawiać. Z Nim. Co bym wolała? Jego bym wolała. Tak po prostu, patrzeć na niego. I poczuć przez chwilę, albo na zawsze. Czy nie uważam tego za piękne? Myślę, że to jest trochę jak róża. Piękne z wyglądu, ale gdy się bliżej temu przyjrzeć i dotknąć - boli. Tutaj kolcami jest niepewność i niewiedza. Niewiedza, co on czuje i czego chce.



Nie zadawaj pytań by nie ściągały na ziemię. Tam, w górze, jest piękniej.
Owszem, jest piękniej. Ale gdy pomyślne wiatry przestają nas nieść, trzeba kiedyś opaść. A opadając lepiej znać grunt, bo może zaboleć.

* * *
Jak pewnie się domyślacie, post powstał dzięki Waszym pytaniom skierowanym do mnie. W sumie pomogły mi one w rozmyślaniach, szkoda tylko, że wniosków brak.

piątek, 1 czerwca 2012

Kiss me hard before you go.

Pełno jest tu dni przesiąkniętych nami od rana do późnej nocy. I nawet ułamki sekund zdolne są mnożyć się w nieskończoność. Miękkość skóry, wypukłości i wklęsłości. Potęgi namiętności i cząsteczki endorfin. Zwalniamy, by za chwilę przyspieszyć tempo i wypaść z toru. A potem podnosimy się na drżących nogach i nie wiemy dokąd pójść. Siadamy wtedy gdziekolwiek i patrząc w niebo śmiejemy się w głos. Potem ujmujesz moją twarz w dłonie, delikatnie przechylasz, przysuwasz się i znów nas tutaj nie ma. Jesteśmy gdzieś daleko, a tam wszystko jest różowe i czerwone. Jak kolor mojej szminki, którą nie od dziś masz na swojej koszuli. Lądując rozłączamy splecione dłonie i zmierzamy w przeciwnych kierunkach. I powiedz Ty mi, Kochany czy to co nas łączy dalej jest tą niezobowiązującą grą luster i świateł, czy już zakazaną i niechcianą namiastką Wieczności.