Trzej. Fajni. Sprawdzeni. Od zawsze. Sama. Procent leci. Luz. Pizza. Za ostro. I buziak na pożegnanie. I jeszcze przytul. Pogłaskaj. Dobrzy kumple, dobrzy. Jak dziewczyny są sukami, to chociaż faceci okazują się ok.
A potem Ty i słowa się zaczynają. Wylewają się z Twoich ust strumieniem. Denerwujesz się, trochę drżysz. A może Ci po prostu zimno? Tak dziś wieje. Przytuliłabym Cię teraz, wiesz? Teraz, jak jesteś taki bezbronny i denerwujesz się jak mały chłopczyk, a Twoje oczy są bardziej niebieskie niż zwykle. I chyba się świecą. A więc mówisz, że bardzo mnie lubisz i nie spodziewałeś się, że tak się to potoczy? Mówisz, że całe dwa tygodnie nieobecności w moim życiu myślałeś o mnie nieustannie? Skarżysz się, że zrobiłam Ci wielki bałagan w życiu i narzekasz. Że daleko, że Warszawa-Kraków, że między 11-17, albo innymi dniami, których nie mogę zapamiętać i się złościsz. A połączenie jest dobre, bo pociągi, bo autobusy, bo odległość serc się liczy. Motasz się, zadaję pytania, śmiechem odpowiadam na Twoje wątpliwości. Coś mówię, odpowiadam sylabami, mruknę pod nosem i zamilknę. Nie umiem rozmawiać. A potem idziemy tam, gdzie wszystko się zaczęło. Zbliżasz się, a ja uciekam, choć sama nie wiem czemu. I tak mija nam minuta za minutą, wloką się godziny. Ale nam dobrze. I znowu usta się łączą i serca jakieś takie weselsze. Tak mi dobrze, niech tak zostanie. Ale się urwie-nie urwie. Obiecujesz, że przyjedziesz. Że nie zapomnisz, że się nie urwiemy, nie skończymy. Chcesz ze mną być, ale wyjazd. Więc pozostaje nam nie-bycie. Gdybyśmy poznali się odrobinę wcześniej, gdyby wcześniej to piwo było i ta brudna klatka i winda tylko nasza szalona. Ale czas o nas zapomniał i nigdy na nas nie zaczeka. Nie jest nam dane być razem teraz, choć gubisz się i masz wątpliwości milion. Ja jakaś spokojna taka jestem, bez emocji mówię, choć gotuje się we mnie gdzieś w sercu. Wybucha teraz. Masz takie piękne błękitne oczy, a mój syn ma mieć brązowe. I mąż, ale męża mieć nie muszę. Ale gen dominujący. I tłumaczysz mi, choć tylko geograf z Ciebie marny jak i ze mnie matematyk przyszły niedoszły. Będzie miał brązowe. Więc mogę Cię mieć ze sobą na zawsze, wiesz? I pójdziemy razem do piekła i cieszymy się strasznie. Ale tam się siedzi na zawsze, wiesz? Nie ma stamtąd ucieczki. A więc skazany na mnie będziesz. Chcę być skazany na Ciebie na zawsze. A potem przytulasz jak nigdy i mówię, że tory niebezpieczne, że trzeba uciekać, że nam nie wolno się rozczulać, że tylko sport. A Ty mówisz, że niebezpieczeństwa pragniesz ze mną. I całuję Cię pierwszy raz, nie czekam na Twój ruch jak zwykle. I cieszysz się i mówisz, że znów zyskuję w Twoich oczach. I wiem, że pokaźnych rozmiarów już w Twoich oczach jestem lecz zblednę za tygodni kilka, może dni.
Wiesz Kochany, zabiorę Cię na łąkę i wezmę za rękę i powiem Ci. Powiem, że na dni kilka będę tylko Twoja, a Ty mój. Będziemy cholernie szczęśliwi, powiem do Ciebie Kochanie, a Ty posiądziesz mnie całą. Zanim pojedziesz do tej swojej stolicy zapchlonej pięknej i wielkiej połączą się nasze serca. Jeśli nie możemy być na zawsze bądźmy choć na parę dni i zapamiętajmy to do końca. A nuż za kilka lat nasze drogi znów się zejdą i nie tylko serca będą razem na zawsze, i to, co nas będzie łączyć, to nie tylko wspomnienia?
A Ciebie panie, Ciebie mętlik męczy i przepraszasz i źle Ci. Ale ona jest od pięciu lat, ja od dni dziesięciu. Ale pożegnam się z Tobą, skradnę pocałunek. Dla Ciebie będę na godzin kilka, ale zapamiętasz mnie dobrze. Ja nie jestem zła i ogólnie dostępna. Ja tylko chcę sprawiać, byście byli szczęśliwi. Przecież nic o sobie nie wiecie. A ja nic o sobie nie wiem.
edit; środa
przeczytałam dziś przypadkiem post o mnie, u pewnego pana
jak można nazwać kurwą kogoś, kogo zna się tylko ze słów? żyjemy w kraju bez tolerancji, bez rozumu
dedykuję Ci UwG piosenkę Eldo-Mędrcy z kosmosu, a następna randka i pocałunek z nowym facetem też wykonam z myślą o Tobie, chuj Ci w dupe;)